Gdańska tragedia z 17 kwietnia 1995 roku, kiedy to w wyniku wybuchu gazu w bloku mieszkalnym zginęło 21 osób mogła nie być dziełem przypadku. Zdaniem prof. Sławomira Cenckiewicza, są poszlaki by sądzić, iż była to akcja UOP. Chodziło o dotarcie do dokumentów „Bolka” będące w dyspozycji płk. Adama Hodysza. Z mocą wybuchu przesadzono.
Prof. Sławomir Cenckiewicz wraca do gdańskiej tragedii z 1995 roku. W bloku zamieszkiwanym przez płk. Adama Hodysza doszło do wybuchu gazu. W tragedii zginęło 21 osób, a prokuratura uznała, że winnym był jeden z lokatorów.
„Minęło ponad 10 lat, kiedy pracując kilka lat nad sprawą Wałęsy i przygotowując książkę SB a Lech Wałęsa spotkałem się z kilkoma osobami – urzędnikami miejskimi, pracownikami tajnych służb, strażakami, a nawet byłym wiceministrem spraw wewnętrznych, którzy niezależnie od siebie mówili tak: wybuch gazu w Gdańsku był operacją UOP, zaś ofiary niezamierzonym wypadkiem przy pracy” – napisał Cenckiewicz na Facebooku.
Jak dodał, z relacji b. funkcjonariusza SB, „świetnie ustosunkowany w środowisku UOP/ABW” wynika, że „w zawalonym bloku mieszkał płk. Adam Hodysz, którego ekipa prezydenta Lecha Wałęsy z delegatury UOP w Gdańsku, podejrzewała o przetrzymywanie kopii dokumentów agenturalnych Wałęsy/Bolka”.
Wybuch gazu – jak sugeruje – miał zostać upozorowany, by wyprowadzić wszystkich mieszkańców i wejść do mieszkania Hodysza. „Przesadzili, budynek się zawalił i zginęli ludzie. Ale do mieszkania i tak weszli” – pisze historyk. Jego rozmówca miał wskazać na „ekipę wałęsiarzy z UOP” w Gdańsku.
Czytaj dalej w źródle:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz