Od dzisiaj do Świąt Narodzenia Pana będę zamieszczał cykl "Boże Narodzenie widziane oczami mistyków". Wielu z mistyków doznawało widzeń Dzieciątka Jezus jak i też samego Bożego Narodzenia. Niech te opowiadania mistyków pozwalają nam na głębsze przeżywanie oczekiwania na Pana. Niech przygotują nas na Boże Narodzenie w każdym z nas. Pierwszym mistykiem jest Anna Katarzyna Emmerich, która miała wizję, a także przeżywała momenty z życia Jezusa Chrystusa.
Anna Katarzyna Emmerich (1774 Flamschen – 1824 Dülmen) mistyczka i stygmatyczka. Beatyfikowana przez Jana Pawła II w dniu 3 X 2004 roku. Jeszcze jako nastolatka Katarzyna podjęła decyzję o wstąpieniu do klasztoru Została augustianką. W czasie ciężkiej choroby, wydawało się że nawet śmiertelnej, objawiła się jej Maryja mówiąc:
“Jeszcze nie umrzesz, jeszcze wiele o tobie mówić będą, ale nie bój się! Jakkolwiek ci powodzić się będzie, zawsze doznasz pomocy.“
Pod koniec 1812 r. doznała pełnej stygmatyzacji i przez to wiele upokorzeń związanych ze szczegółowymi badaniami, które w końcu wykazały autentyczność jej stygmatów, a prowadzący badania lekarskie dr F. Wesener doznał łaski nawrócenia. Postać Katarzyny stawała się coraz bardziej głośnia. Do celi klasztornej, w której mieszkała, przybywali ludzie z całych Niemiec. Ostatnie 11 lat jej życia to okres głębokiego cierpienia i wizji, koncentrujących się na Chrystusie i Matce Bożej, czas odżywiania się wyłącznie codzienną Komunią św. i wodą.
Po jej śmierci zebrane i uporządkowane zapiski, opublikowano pod tytułem “Bolesna męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa” (1833). Książka stała się światowym bestsellerem. Jednym z owoców jej trwającej do dziś popularności jest film Mela Gibsona “Pasja”.
Maryja i Józef przybywają do Betlejem.
Droga od ostatniej gospody aż do Betlejem wynosiła mniej więcej trzy godziny. Obszedłszy Betlejem od strony północnej, zbliżali się stroną zachodnią do miasta. Mniej więcej na kwadrans drogi przed miastem, przybyli do wielkiego budynku, otoczonego podwórzami i mniejszymi domami. Stały też drzewa przed tym budynkiem, a mnóstwo ludzi obozowało w namiotach dokoła. Był to dawniej ojczysty dom Józefa, i gniazdo Dawida. Teraz jest tutaj rzymski dom poborczy. Józef miał też jeszcze brata w mieście. Był on gospodarzem; nie był to jednak brat rodzony, był on dzieckiem z późniejszego małżeństwa. Józef wcale do niego nie poszedł. Miał pięciu braci, trzech rodzonych, a dwóch przyrodnich. Józef miał lat 45. Był 30 lat i, zdaje mi się, 3 miesiące starszym od Maryi. Był chudy, miał biały kolor twarzy i wystające, czerwonawe kości policzkowe, wysokie czoło i brunatna brodę. Oślica nie idzie tu razem z nimi, lecz chodzi samopas. Biega na południe naokoło miasta. Droga jest tam nieco równa, a prowadzi przez dolinę. Józef natychmiast wstąpił do tego domu, gdyż każdy przybywający miał się tam zgłosić i otrzymał karteczkę, którą, chcąc być do miasta wpuszczonym, oddać musiał przy bramie. Miasto nie miało właściwie bramy, lecz mimo to droga do niego prowadziła pomiędzy kilkoma rozpadlinami muru, jakby przez bramę zburzoną; Józef przybył nieco późno do domu celnika, lecz mimo to bardzo uprzejmie go przyjmowano.
Maryja znajduje się w pewnym małym domu przy podwórzu u niewiast. Są dla niej bardzo uprzejme, i coś jej dają. Niewiasty gotują dla żołnierzy. Są to Rzymianie, jakieś rzemienie zwieszają im około bioder. Jest tu piękne powietrze i ciepło. Słońce oświeca górę pomiędzy Jerozolimą a Betanią. Widok stąd bardzo piękny. Józef jest w wielkiej izbie, lecz nie na dole. Pytają go, kim jest, i patrzą na długie zwoje, wiszące w wielkiej liczbie na ścianie. Rozwijają je i czytają mu jego rodowód i Maryi. Nie wiedział Józef, że Maryja z Joachima również w prostej linii od Dawida pochodzi. Mąż jakiś zapytał go: gdzie masz, twą żonę? Siedem lat już minęło, odkąd ludzie tutejszego kraju wskutek rozmaitych zaburzeń nie byli należycie oszacowani. Widzę liczbę V i II, co przecież jest siedem. To opodatkowanie trwa już od kilku miesięcy. Ludzie muszą jeszcze dwa razy płacić, zostają tu czasami przez trzy miesiące. Wprawdzie w tych siedmiu latach tu i ówdzie nieco popłacono, lecz bez porządku. Józef dzisiaj jeszcze nie płacił, lecz wypytano go o jego stosunki, a on im powiedział,że żadnych nie posiada gruntów iże ze swego rzemiosła i ze wsparcia swych teściów się utrzymuje. Maryję także wezwano przed pisarzy, lecz nie w górze, tylko na dole w ganku siedzących; nic jej jednak nie odczytywano. Mnóstwo pisarzy i wyższych urzędników jest w domu, w kilku salach. W górnych są Rzymianie, a także liczni żołnierze. Są tam faryzeusze i saduceusze, kapłani i rozmaici urzędnicy i pisarze, tak ze strony żydów, jak ze strony Rzymian. W Jerozolimie niema takiej komisji, lecz w kilku innych miejscowościach, np. Magdalum nad jeziorem Galilejskim, dokąd ludzie z Galilei płacić muszą, a także ludzie z Sydonu, sądzę,że poniekąd z powodu interesów handlowych. Tylko ci ludzie, którzy nie są stale zamieszkałymi i których nie można podług ich gruntów szacować, muszą iść do swego miejsca urodzenia. Odtąd płaci się podatek w trzech miesiącach i trzech ratach. W pierwszej zapłacie ma udział cesarz Augustus, Herod i jeszcze jeden król, mieszkający w pobliżu Egiptu. wskutek czego coś mu płacić muszą. Druga płaca odnosi się do budowy świątyni; zdaje się, że idzie na spłacenie długu. Trzecia ma być dla wdów i ubogich, którzy już dawno nic nie dostawali; lecz zwykle, tak jak po dziś dzień, mało co komu, właściwie potrzebującemu, się dostawało. Są same słuszne przyczyny, a jednakowoż wszystko pozostaje i grzęźnie w rękach mocarzy. Józef poszedł potem z Maryją prosto do Betlejem, zbudowanego bardzo rozlegle, aż do śródmieścia. Kazał Maryi z osłem zawsze przy wejściu do ulicy się zatrzymać, sam zaś szedł w tę ulicę, szukać gospody. Maryja często długo czekać musiała, nim zasmucony powrócił. Wszędzie było pełno ludzi, wszędzie go oddalano. Wreszcie, gdy już było ciemno, powiedział, iż pójdą na drugą stronę miasta, tam z pewnością jeszcze nocleg znajdą. Szli więc ulicą, lub raczej polną drogą, gdyż domy na pagórkach stały rozproszone, a przy końcu tej drogi przybyli na głębiej leżący wolny plac lub pole. Tutaj stało bardzo piękne drzewo o gładkim pniu; gałęzie jego rozchodziły się wokoło jakby dach. Zaprowadziwszy pod to drzewo święta Dziewicę i osła, Józef znów odszedł od nich, by szukać gospody. Chodzi od domu do domu. Przyjaciele jego, o których opowiadał Maryi, nie chcą go znać. Wśród tego szukania wraca raz do Maryi, czekającej pod drzewem, i płacze. Ona go pociesza. Szuka na nowo. Ponieważ zaś bliskie rozwiązanie swej żony jako główną przyczynę podaje, wiec tym bardziej wszędzie go odprawiają.
Tymczasem zapadł zmrok. Maryja stała pod drzewem. Suknia jej pełno miała fałd i była bez pasa, głowa białym welonem okryta. Osioł stał głową do drzewa zwrócony. Józef urządził dla Maryi pod drzewem siedzenie z pakunków. Wielki ruch panował w Betlejem. Liczni ludzie przechodzili, patrząc z ciekawości ku niej, jak się to czyni, gdy się kogo w ciemnym miejscu długo stojącego widzi. Zdaje mi się, że niektórzy do niej przemawiali, pytając ją, kto ona jest. Nie przeczuwali, iż Zbawiciel był tak blisko nich. Maryja była tak cierpliwą, spokojną i oczekującą, tak pokorną! Ach! bardzo długo czekać musiała! Usiadła z rękoma na piersiach złożonymi, z głową spuszczoną. Wreszcie powrócił Józef bardzo zasmucony. Widziałam, iż płakał, i ze smutku, iż żadnej nie znalazł gospody, nie śmiał się zbliżyć. Mówił, że z młodych lat zna jeszcze jedno miejsce na przedmieściu, własność pasterzy, którzy tutaj odpoczywają, ilekroć bydlęta do miasta prowadzą, i że on sam często tam na modlitwę się uchylał i przed braćmi swoimi się ukrywał. O tej porze roku niema tam żadnych pasterzy, a chociażby przyszli, łatwo się z nimi zgodzi. Tam znajdują tymczasowo schronienie; potem, gdy już będzie miała spokój, wyjdzie, by na nowo szukać. Teraz obeszli drogą na lewo, jakoby się szło przez zapadłe mury, rowy i wały miasteczka. Przez wał lub pagórek dostali się na dół; potem droga prowadziła znowu nieco w górę. Stały tam przed pagórkiem rozmaite drzewa, iglaste, terebinty lub cedry i drzewa o mniejszych liściach, jak bukszpan. W tym pagórku była grota lub sklepienie. Było to właśnie miejsce, które Józef miał na myśli. Żadnych domów nie było w pobliżu. Sklepienie z jednej strony uzupełnione było surową murarską robotą, skąd przystęp do doliny pasterzy stał otworem. Józef wysadził lekkie plecione drzwi. Gdy tutaj stanęli, przybliżyła się do nich oślica, która zaraz przy domu rodzinnym Józefa od nich była odbiegła i aż dotąd poza miastem dokoła biegła. Bawiła się i skakała wesoło naokoło nich, a Maryja rzekła jeszcze: “patrz! zapewne jest wolą Boga, byśmy tutaj pozostali.” Józef zaś bardzo był zasmucony i nieco zawstydzony w sercu, ponieważ tak często o dobrym przyjęciu w Betlejem mówił. Przed drzwiami było schronienie, pod którym umieścił osła i Maryi miejsce do spoczynku zrobił.
Była mniej więcej ósma godzina, gdy tu przybyli, było też ciemno. Józef, zapaliwszy światło, wszedł do groty. Wejście było bardzo ciasne, wiele grubej słomy, jakby sitowie, stało przy ścianach, a na nich wisiały brunatne maty. Także w tyle, we właściwej grocie, gdzie u góry było kilka otworów dla powietrza, nie było nic w porządku. Józef, uprzątnąwszy, tyle w głębi groty pozyskał miejsca, iż dla Maryi mógł urządzić miejsce do spania i siedzenia. Maryja usiadła na kołdrze, mając obok siebie tłumoczek, na którym się oparła. Także osła wprowadzono. Józef przytwierdził lampę do ściany, a gdy Maryja spoczywała, wyszedł na pole ku grocie mlecznej i włożył worek skórzany do małego strumyka, by go wodą napełnić. Pobiegł też jeszcze do miasta i przyniósł małych miseczek i chrustu, i, zdaje mi się, także owoców. Byt wprawdzie sabat, lecz wskutek pobytu licznych cudzoziemców w mieście, którzy potrzebowali wiele żywności, po rogach ulic były poustawiane stoły, na których leżały rozmaite artykuły spożywcze i sprzęty. Wartość tychże kładło się na stół. Zdaje mi się,że obok stali słudzy lub pogańscy niewolnicy, nie pamiętam już tego dokładnie. Gdy wrócił, przyniósł wiązkę cienkiego okrąglaka, związanego ładnie sitowiem, w puszce zaś, zaopatrzonej w trzonek, żarzących węgli, które u wejścia do groty wysypał, by rozniecić ogień; przyniósł także worek z wodą i przygotował nieco pożywienia. Była to gęsta polewka z żółtych ziaren, i wielki owoc, który się gotował, a zawierał wiele ziaren, i małe chleby. Gdy się posilili, a Maryja na posłaniu z sitowia, nakrytym kołdrami, położyła się na spoczynek, zrobił sobie i Józef przy wejściu do groty posłanie, a potem poszedł jeszcze raz do miasta. Wszystkie otwory w grocie pozatykał, by nie było przeciągu. Widziałam tu po raz pierwszy świętą Dziewicę modlącą się na kolanach. Potem położyła się na dywanie na bok, spierając głowę i ramię na węzełku. Grota owa leżała u końca grzbietu gór betlejemskich. Przed wejściem był plac z pięknymi drzewami, z których niektóre dachy i wieże miasta widzieć było można. Ponad wejściem, zamykanym za pomocą plecionych drzwi, był daszek. Od drzwi prowadził niezbyt szeroki ganek do właściwej groty, było to nieforemne sklepienie, na pół okrągłe, na pół trójkątne. Ten ganek miał po jednej stronie zagłębienie, które Józef kocami na nocleg dla siebie oddzielił. O ile koce z tego zagłębienia jeszcze do samego ganku dochodziły, przedzielił Józef tę część ganku aż do drzwi za pomocą mat zawieszonych i uczynił z tego miejsce, w którym rozmaite rzeczy mógł przechować. Ganek nie był tak wysokim, jak grota, która z natury była sklepioną. Wewnętrzne ściany groty, tam gdzie były z natury, chociaż nie zupełnie gładkie, były jednak miłe, czyste i miały dla mnie jakiś powab. Podobały mi się lepiej, aniżeli ta część, która była dobudowana; to było niezgrabne i chropowate. Prawa strona wejścia, sięgała od dołu dość daleko w skałę i tylko u góry, zdaje mi się, była murowana; były tam szpary do ganku. U góry, w środku sklepienia groty był otwór, i zdaje mi się, że były jeszcze trzy inne otwory ukośne, w połowie wysokości groty, około których ściana groty nieco gładziej była ociosana; zdaje się,że ręce ludzkie je wykończyły. Podłoga była głębiej niż wejście, i z trzech stron otoczoną była podniesioną ławką kamienną, miejscami szerzej, miejscami wężej. Na takiej właśnie szerszej ławie stał osioł. Nie miał koryta przed sobą, wór z wodą stał przy nim lub wisiał w kącie. Poza osłem była mała grota boczna, tylko tak wielka, iż w niej osioł stać mógł. Tu przechowywano paszę. Obok miejsca, na którym stał osioł, był ściek, widziałam też,że Józef codziennie czyścił grotę. I tam także, gdzie Maryja leżała, nim porodziła i gdzie ją podczas porodzenia wzniesioną widziałam, była tak że ławka kamienna. Miejsce, na którym stał żłóbek, było wgłębioną boczną jamą groty. Blisko tej jamy było jeszcze drugie wejście do groty. Ponad jaskinią rozciągał się grzbiet gór aż do miasta. Z tylnej części groty zniżał się pagórek ku bardzo powabnej, rzędem drzewami obsadzonej doliny, prowadzącej do groty Abrahama, która leżała na wzgórzu przeciwległej wyżyny. Dolina miała może pół kwadransa szerokości, tutaj też płynęło owo źródło, z którego Józef brał wodę. Prócz właściwej groty ze żłóbkiem były na pagórku nieco głębiej jeszcze dwie inne groty, a w jednej z nich święta Dziewica również czasem się ukrywała. Gdy później święta Paula dała pierwszy początek do swego klasztoru w Betlejem, widziałam małą kapliczkę w tej dolinie w ten sposób do wschodniej strony groty przybudowaną, że owa kapliczka do tylnej strony groty z żłóbkiem właśnie w tym miejscu przylegała, w którym Pan Jezus się narodził. Ta kapliczka z drzewa i plecionek, była wewnątrz pokryta dywanami. Przylegały do niej 4 rzędy cel, które tak lekko były zbudowane, jak domy gościnne w Ziemi obiecanej. W każdym rzędzie pojedyncze cele, otoczone ogródkami, połączone były ze sobą krytymi gankami, a wszystkie, prowadziły do kapliczki. Tutaj Paula i jej siostra zgromadzały swe pierwsze towarzyszki. W kaplicy był osobno stojący ołtarz z tabernakulum a za ołtarzem wisiała zasłona z czerwonego i białego jedwabiu, poza którą stał przez świętą Paulę naśladowany żłobek, który tylko skalistym murem groty od miejsca narodzenia Jezusa był odłączony. Ten żłóbek był z białego kamienia, zupełnie w rodzaju żłóbka Jezusowego, także koryto, a nawet zwieszające się siano było naśladowane. Było w nim także Dzieciątko z białego kamienia w niebieską powłokę zawinięte. Było wewnątrz próżne i nie zbyt ciężkie. Widziałam, że święta Paula brała to dzieciątko podczas modlitwy na ręce. Tam, gdzie ten żłóbek dotykał ściany, wisiała deka, naktórej wyhaftowany był osioł, łbem do żłóbka zwrócony. Była to robota kolorowa, a włosy, jakby prawdziwe za pomocą nitek były naśladowane. U góry, nad żłóbkiem, był otwór, w którym była przymocowana gwiazda. Widziałam, jak tutaj święte Dzieciątko świętej Pauli i jej córce często się ukazywało. Przed zasłoną, na lewo i prawo ołtarza wisiały lampy.
Narodzenie Dzieciątka Jezus
Widziałam, jak Józef nazajutrz dla Maryi w tak zwanej grocie ssania, grobowcu mamki Abrahama, Maraha zwanej, obszerniejszej od groty ze żłóbkiem, urządził miejsce do siedzenia i do spania. Przepędziła tam kilka godzin, podczas których Józef grotę ze żłóbkiem lepiej uprzątnął i uporządkował. Przyniósł też jeszcze z miasta rozmaitych mniejszych sprzętów i suszonych owoców. Maryja powiedziała mu, że tej nocy nadejdzie godzina narodzenia jej Dzieciątka. Będzie wówczas 9 miesięcy, jak poczęła z Ducha świętego. Prosiła go, by ze swej strony wszystko uczynił, iżby od Boga przyrzeczone, w sposób nadprzyrodzony poczęte Dzieciątko, jak najlepiej na ziemi uczcili. Niechaj z nią połączy modlitwę swoją za ludźmi twardego serca, którzy Mu żadnego przytułku dać nie chcieli. Józef powiedział Maryi, iż przyprowadzi z Betlejem kilka pobożnych znanych mu niewiast do pomocy; lecz Maryja nie przyjęła tego, mówiąc, iż nikogo nie potrzebuje. Była piąta godzina wieczorem, gdy Józef świętą Dziewicę znowu do groty ze żłóbkiem zaprowadził. Tutaj zawiesił jeszcze kilka lamp; także oślicę, która radośnie powróciła z pola, zaopatrzył w schronisku przed drzwiami. Gdy Maryja powiedziała, iż jej czas się zbliża, iżby więc udał się na modlitwę, opuścił ją i poszedł na miejsce, na którym sypiał, by się modlić. Jeszcze raz, nim wszedł do komórki swojej, wejrzał w głąb groty, gdzie Maryja, plecami do niego zwrócona, klęcząc, modliła się na swym posłaniu, z twarzą na wschód zwróconą. Widział grotę napełnioną światłem, a Maryja była jakby płomieniami otoczona. Wydawało się, że jak Mojżesz wpatruje się w krzak gorejący. Upadł, modląc się, na twarz i nie oglądał się już więcej. Widziałam, jak blask naokoło Maryi coraz się powiększał. Świateł, które Józef zapalił, nie było już można widzieć. Klęczała w szerokiej, białej szacie, która i przed nią była rozpostarta. O godzinie dwunastej była w modlitwie zachwyconą. Widziałam ją z ziemi podniesioną w górę, tak iż widać było pod nią podłogę. Ręce miała na piersiach na krzyż złożone. Blask około niej powiększał się. Nie widziałam już powału groty. Zdawało się, jakoby droga ze światła ponad nią aż do nieba prowadziła, w której jedno światło przenikało drugie i jedna postać przenikała drugą, i kręgi światła przechodziły w kształty i postacie niebiańskie. A Maryja modliła się, patrząc ku ziemi. W tej chwili porodziła Dzieciątko Jezus. Widziałam je jakby jaśniejące, maleńkie Dziecię, jaśniejsze nad wszystek inny blask, leżące na pokryciu przed jej kolanami. Wydawało mi się zupełnie małym i że w oczach moich rosło. Lecz to wszystko było tylko poruszeniem pośród tak wielkiego blasku, tak iż nie wiem, czy i jak to widziałam. Nawet martwa przyroda była jakby na wskroś poruszona.
Kamienne posadzki i ściany groty zdawały się być żywe. Maryja była jeszcze przez pewien czas tak zachwyconą i widziałam, jak chustkę na Dzieciątko kładła lecz go jeszcze nie podniosła, ani brała w ręce. Po dość długim czasie widziałam, że Dzieciątko zaczęło się poruszać i płakać. Maryja zdawała się przychodzić do siebie. Wzięła Dzieciątko, zawijając je chustką, którą na nie położyła, przycisnęła je do piersi i siedziała zasłonięta zupełnie razem z Dzieciątkiem, i zdaje mi się, że je karmiła, widziałam też, że Aniołowie w ludzkiej postaci naokoło niej na twarzy leżeli. Mniej więcej godzinę po narodzeniu, zawołała Maryja świętego Józefa, ciągle jeszcze w modlitwie zatopionego. Gdy się do niej zbliżył, rzucił się nabożnie z radością i pokorą na kolana i padł na oblicze, Maryja zaś jeszcze raz prosiła go, iżby oglądał święty dar niebios. Wtedy wziął Dzieciątko na ręce. Święta Dziewica zawinęła teraz dzieciątko Jezus w okrycie czerwone, a na to położyła białe, aż do ramionek, wyżej zaś dała inną chusteczkę. Tylko 4 pieluszki miała przy sobie. Położyła je potem do żłóbka, który napełniony był sitowiem i innymi delikatnymi roślinami, i okryty zasłoną po bokach się zwieszającą. Żłóbek stał ponad korytem kamiennym, które równo z ziemią po prawej stronie wejścia do groty się znajdowało, tam, gdzie grota ku południowi jest więcej wysunięta. Posadzka tej groty leżała nieco głębiej aniżeli druga część, gdzie się Dzieciątko narodziło.
Gdy włożyła Dzieciątko do żłóbka, oboje stanęli obok, płacząc i śpiewając hymny. Święta Dziewica miała swe posłanie i miejsce do siedzenia obok żłóbka. Widziałam ją w pierwszych dniach w prostej postawie siedzącą, a także na boku leżącą. Nie widziałam jej jednakowoż bynajmniej chorą lub wyczerpaną. Przed i po porodzeniu była ubrana zupełnie biało. Gdy ludzie do niej przychodzili, siedziała po większej części obok żłóbka, więcej owinięta. W nocy, w chwili narodzenia, wytrysnęło w innej, na prawo położonej grocie, piękne źródło, obficie wypływające, któremu Józef nazajutrz wykopał odpływ i studnię. Wprawdzie wśród tych widzeń, których przedmiotem było zdarzenie samo, a nie uroczystość kościelna, nie widziałam takiej promiennej radości w przyrodzie, jak widzę innym razem w czasie Bożego Narodzenia, kiedy ta radość ma wewnętrzne znaczenie; lecz mimo to widziałam wesele nadzwyczajne, a na wielu miejscach, aż do najdalszych stron świata, widziałam o północy coś nadzwyczajnego, co mnóstwo dobrych ludzi radosną tęsknotą, złych zaś trwogą napełniało. Widziałam też liczne zwierzęta radośnie wzruszone, liczne źródła wytryskające i wezbrane, na wielu miejscowościach kwiaty wyrastające, zioła i drzewa jakby orzeźwienie czerpiące i zapach wydające. W Betlejem było ponuro a na niebie świeciło posępne, czerwonawe światło. Zaś w dolinie pasterzy, naokoło żłóbka i w dolinie groty ssania zalegała orzeźwiająca, lśniąca mgła wilgotna. Widziałam trzody przy pagórku trzech pasterzy przewodników, pod szopami, a przy dalszej wieży pasterskiej częściowo jeszcze pod gołym niebem. Widziałam trzech pasterzy — przewodników wzruszonych cudowną nocą, przed swą chatą stojących, oglądających się na wszystkie strony i spostrzegających wspaniały blask nad żłóbkiem. Także pasterze przy więcej oddalonej wieży byli w wielkim ruchu. Wstąpiwszy na rusztowanie wieży, spoglądali w okolicę żłóbka, nad którym światłość spostrzegli. Widziałam jak obłok ze światła zstąpił na owych trzech pasterzy. Spostrzegłam też w nim jakieś przechodzenie i przemienianie się w kształty i słyszałam zbliżający się słodki, donośny, a jednak cichy śpiew. Pasterze przestraszyli się z początku; lecz wnet stanęło pięć lub siedem jasnych, miłych postaci przed nimi, wstęgę wielką jakby kartkę trzymając w rękach, na której napisane były słowa głoskami, jak ręka wielkimi. Aniołowie śpiewali “Gloria.” Okazali się także pasterzom przy wieży, i nie wiem już, gdzie jeszcze więcej. Pasterzy nie widziałam natychmiast do żłóbka spieszących, dokąd owi trzej pierwsi może półtorej godziny drogi mieli, owi zaś pasterze przy wieży pewno jeszcze raz tyle. Lecz widziałam, że natychmiast rozważali, co by nowo narodzonemu Zbawicielowi w darze ofiarować, i że czym prędzej te dary zbierali. Owi trzej pasterze już bardzo rano przybyli do żłóbka. Widziałam, że tej nocy Anna w Nazaret, Elżbieta w Jucie, Noemi, Hanna i Symeon w Świątyni mieli widzenia i objawienia o narodzeniu Zbawiciela. Dziecię Jan niewymownie było uradowane. Tylko Anna wiedziała, gdzie było nowo narodzone Dzieciątko; inne niewiasty a nawet Elżbieta, wiedziały wprawdzie o Maryi i widziały ją wśród wizji, lecz nic o Betlejem nie wiedziały. W Świątyni widziałam rzecz dziwną. Zapisane zwoje Saduceuszów kilkakrotnie wypadły ze swych przechowków. Wskutek tego powstała wielka trwoga. Przypisywali to czarodziejstwu i wiele pieniędzy zapłacili, by to zachować w tajemnicy. Widziałam, że w Rzymie, nad rzeką, w okolicy, gdzie mnóstwo Żydów mieszkało, wytrysło źródło jakby oliwy i wszystko bardzo się zdziwiło. Także, gdy się Jezus narodził, rozpadł się wspaniały posąg bożka Jowisza, wskutek czego wszystko się zatrwożyło. Składali ofiary i pytali się innego bożyszcza, zdaje mi się Wenery, a szatan z niej powiedzieć musiał: dzieje się to dlatego, ponieważ dziewica bez męża poczęła i porodziła syna. Oznajmiła im też cud z owym źródłem oliwy. Na tym miejscu stoi teraz kościół Najświętszej Maryi Panny. Lecz widziałam, iż kapłani bałwochwalczy wskutek tego zdarzenia bardzo byli zatrwożeni, a w zwojach następującą odszukali historię: Przed mniej więcej 70 laty przyozdobili tego bożka bardzo wspaniale złotem i drogimi kamieniami, wiele hałasu z nim robiąc i składając mu liczne ofiary. Żyła wówczas w Rzymie bardzo dobra, pobożna niewiasta, utrzymującą się ze swego majątku. Nie wiem na pewno, czy nie była Żydówką. Miewała widzenia i musiała prorokować, powiadała też czasem ludziom przyczynę ich niepłodności. Ta niewiasta oznajmiła publicznie, iżby tego bożka tak kosztownie nie czcili, gdyż kiedyś na dwie części pęknie. Wskutek tego pojmano ją i tak długo dręczono, dopóki nie wyprosiła sobie u Boga objawienia, kiedy to nastąpi, tego bowiem kapłani bałwochwalczy od niej dowiedzieć się chcieli. Rzekła więc wreszcie: Posąg się skruszy, skoro czysta dziewica porodzi syna. Gdy to powiedziała, wyśmiano ją i jako pozbawioną rozumu wypuszczono. Teraz przypomnieli sobie to ludzie i przekonali się, że miała słuszność. Widziałam też, że burmistrzowie Rzymu, z których jeden nazywał się Lentulus i był przodkiem przyjaciela świętego Piotra w Rzymie i kapłana — męczennika Mojżesza, dowiadywali się o owym zdarzeniu i o owej studni z oliwą. Cesarza Augusta widziałam tej nocy na Kapitolu, gdzie miał widzenie tęczy z wizerunkiem dziewicy i Dzieciątka. Wyrocznia, której kazał pytać, takie wyrzekła zdanie: “narodziło się Dziecię, któremu wszyscy ustąpić musimy.” Potem synowi Dziewicy, jako “Pierworodnemu Boga,” kazał zbudować ołtarz i składać ofiary. W Egipcie również widziałam obraz, było to daleko poza Matareą, Heliopolis i Memfis. Był tam wielki bożek, który wpierw różne głosił wyroki. Ten naraz oniemiał, a król kazał w całym kraju wielkie składać ofiary. Wtedy na rozkaz Boga ów bożek musiał powiedzieć, iż milczy i ustąpić musi, gdyż narodził się z dziewicy syn, i że mu tutaj Świątynia wystawiona zostanie. Król chciał mu potem Świątynię obok wystawić. Nie znam już dokładnie tej historii. Lecz bożka usunięto, a na tym miejscu stanęła Świątynia na cześć Dziewicy z Dzieciątkiem, o której on głosił, i której potem na sposób pogański cześć oddawano. W kraju świętych Trzech Króli widziałam wielki cud. Na jednej górze mieli wieżę, gdzie na przemian zawsze jeden z nich z kilku kapłanami przebywał, by w gwiazdy się wpatrywać. Co w gwiazdach widzieli, spisywali i udzielali sobie. Tej nocy było tutaj dwóch króli, Menzor i Sair. Trzeci, który mieszkał na wschód od morza kaspijskiego i nazywał się Teokeno, nie był obecnym. Był to jakiś rodzaj konstelacji, na który zawsze patrzał i na którego zmiany uważali. Wtedy otrzymywali widzenia i obrazy na niebie. Tak było i dzisiejszej nocy, i to w kilku odmianach. Nie była to jedna gwiazda, w której ów obraz widzieli, było więcej gwiazd w jednej figurze, i jakieś poruszenie w gwiazdach. Widzieli piękną kolorową tęczę ponad obrazem księżyca, na której siedziała dziewica. Lewa noga była w postawie siedzącej, prawa więcej prosto opadała na dół i spoczywała na księżycu. Po lewej stronie dziewicy widać było ponad tęczą winną latorośl, po prawej stronie kiść kłosów. Przed dziewicą widziałam ukazujący się lub jaśniej z swego blasku występujący kształt kielicha, jakby kielicha Wieczerzy Pańskiej. Z kielicha wznosiło się w górę Dzieciątko, a ponad Dzieciątkiem widniała jasna tarcza, jakby próżna monstrancja, z której promienie, jakby kłosy wychodziły. Miałam przy tym wyobrażenie Sakramentu. Po lewej stronie dziewicy wznosił się ośmiograniasty kościół ze złotą bramą i z dwoma małymi drzwiami bocznymi. Dziewica posunęła prawą ręką Dzieciątko i hostię ku kościołowi, który podczas tego stał się wielkim i w którym spostrzegłam Trójcę Przenajświętszą. Ponad kościołem wznosiła się wieża. Te same obrazy widział też w ojczyźnie swojej Teokeno, trzeci z owych króli. Dzieciątko Jezus. Matki Boskiej nie było, by je obronić. Przychodziły dzieci z rózgami i z biczami rozmaitego gatunku i uderzały Je w twarz aż do krwi, a ono mile zasłaniało się rączkami, zaś najmniejsze dzieci złośliwie biły Je po rączkach. Niektórym rodzice sami rózgi zwijali i skręcali; przychodziły z cierniami, pokrzywami, batami, kijami różnymi, a każde miało swe znaczenie. Jedno przyszło z zupełnie cienką rózgą, jakby z łodygą, a gdy na nie chciało uderzyć, nadłamała się łodyga i padła na nie samo. Znałam kilka tych dzieci, inne chełpiły się wytwornymi szatami; z niektórych zdjęłam te suknie i dobrze je wychłostałam. Gdy Maryja jeszcze przed żłóbkiem stała, rozważając, zbliżyli się pastuszkowie z swymi żonami. Było 5 osób. By im zrobić miejsce, iżby do żłóbka dostąpić mogli, ustąpiła im święta Dziewica miejsca, udając się tam, gdzie porodziła. Ci ludzie nie oddawali właściwie pokłonu, lecz głęboko wzruszeni, patrzeli na Dzieciątko, a nim odeszli, nachylili się ku niemu, jakby je całując. Nastał dzień, Maryja siadała na swym zwykłym miejscu, a Dzieciątko Jezus, owinięte, z wolnymi rękoma i twarzą, na jej łonie spoczywało. Miała coś jakby płótno w swych rękach, które układała i przygotowywała. Józef u wejścia przy ognisku również coś układał czy przygotowywał jakby podstawkę, by na niej sprzęty wieszać. Stałam obok osła. Wtem weszły trzy wiekiem podeszłe niewiasty Esseńskie; przyjęto je bardzo serdecznie. Maryja nie powstała. Przyniosły dość wiele darów: małych owoców, także ptaków wielkości kaczek, o czerwonych szydłowatych dziobach, trzymając je za skrzydła, także podługowato okrągłych, na cal grubych placków, płótna i innej materii. Wszystko przyjęte było z wielką pokorą i podzięką. Były bardzo spokojne i serdeczne. Ze wzruszeniem spoglądały na Dzieciątko lecz nie dotykały Go, a potem znowu, bez długiego żegnania i odprowadzania odeszły. Tymczasem obejrzałam osła jak najdokładniej. Miał bardzo szeroki grzbiet, i pomyślałam sobie jeszcze: kochane bydlątko, jużeś wiele dźwigało! Chciałam też doświadczyć, czy jest rzeczywiście prawdziwym, więc uchwyciłam jego włosy i zauważyłam, że były delikatne jak jedwab. — Razu pewnego przyszły dwie niewiasty, z trzema koło osiem lat mającymi dzieweczkami. Zdawały się, jakoby były znakomite, więcej obce i że bardziej niż poprzednie, przybyły wskutek cudownego rozgłosu. Józef przyjął je bardzo pokornie. Przyniosły dary więcej wewnętrznej wartości a mniejszych rozmiarów: ziarna w miseczce, małych owoców, także ustawioną kupkę trójgraniastych, grubych blaszek złotych, na których wyciśnięty był stempel, jakby pieczątka. Pomyślałam: przedziwnie, wygląda to, jak obraz opatrzności Boskiej. Nie! jakże oko Boskie mogę porównać z czerwoną ziemią! Maryja powstała i podała im Dzieciątko na ręce. Trzymały je obie przez pewien czas, modląc się po cichu z podniesionym duchem i całowały je. Owe zaś troje dziewcząt były spokojne i wzruszone. Józef i Maryja rozmawiali z nimi, a gdy odchodziły, Józef odprowadził je kawałek drogi. Ach! gdyby kto, jak owe niewiasty, mógł widzieć piękność, czystość Maryi i to zatopienie się w Bogu! Ona wie wszystko! Lecz dla swej pokory jest jakby nieświadomą pojedynczych rzeczy. Jak dziecko spuszcza swe oczy; a gdy spojrzy, wzrok jej Jak promień, jak prawda, jak niepokalana światłość na wskroś przenika. A to stąd pochodzi, że jest zupełnie czystą, zupełnie niewinną, pełną Ducha świętego i bez ukrytych zamysłów. Temu spojrzeniu nikt oprzeć się nią zdoła. Ci ludzie przyszli jakby potajemnie, unikając wszelkiego rozgłosu w mieście. Wydawało się, jakoby przynajmniej kilka mil byli przebyli. Przy takich odwiedzinach Józef był zawsze bardzo pokornym, uchylał się nieco i przypatrywał się z dala, z ubocza. Widziałam też służącą Anny, która ze starym sługą z Nazaret do żłóbka przybyła.Była wdową i spokrewnioną ze świętą Rodziną. Przyniosła od Anny rozmaite potrzebne rzeczy i pozostała przy świętej Dziewicy. Stary sługa wylewał łzy radości i znowu powrócił do domu by Annę uwiadomić. Dnia następnego widziałam świętą Dziewicę z Dzieciątkiem Jezus i służącą, opuszczających na kilka godzin grotę. Wychodząc, zwróciła się dla schronienia swego na prawo, i uczyniwszy kilka kroków, ukryła się w grocie bocznej, w której podczas narodzenia Chrystusa wytrysnęło źródło. Mniej więcej cztery godziny zabawiła w tej jaskini. Przybyli bowiem z Betlejem, szpiedzy Heroda, ponieważ przez opowiadanie pasterzy rozeszła się wieść, iż tam stał się cud z pewnym dzieciątkiem. Widziałam, że owi ludzie pomówili kilka słów z Józefem, którego przed jaskinią spotkali, i że go opuścili z uprzejmym uśmiechem. Jaskinia ze żłóbkiem położona jest właściwie w bardzo miłym i spokojnym zaciszu. Nikt tu z Betlejem nie przychodzi, tylko pasterze tu przebywają. W ogóle nikt się teraz wiele nie troszczy o to, co się za miastem dzieje, albowiem wskutek tak wielkiej liczby cudzoziemców panuje tam wielki natłok i ruch. Sprzedaje i bije się tam bardzo wiele bydła, ponieważ mnóstwo ludzi swe podatki bydlętami opłaca; jest tam też wielu służących, pogan. Cud o objawieniu się Aniołów pasterzom szybko rozszedł się pomiędzy mieszkańcami mniej i więcej oddalonych dolin gór, a tym samym też narodzenie Dzieciątka w grocie ze żłóbkiem. Dlatego też gospodarze, u których św. Rodzina wśród drogi wstępowała, przychodzili jeden po drugim, by uczcić to, co nie znając, ugościli. Widziałam, że ów uprzejmy gospodarz ostatniej gospody najpierw sługi z darami wysłał, a potem sam przybył, by Dzieciątku cześć oddać. Także dobrą żonę owego męża, który tak niegrzecznym był dla Józefa, widziałam do żłóbka przybywającą, jako też innych pasterzy i dobrych ludzi, którzy bardzo byli wzruszeni. Wszyscy mieli szaty świąteczne, a na szabat wracali do Betlejem. Owa dobra niewiasta miałaby bliżej do Jerozolimy, lecz mimo to przybyła do Betlejem. Krewny Józefa, ojciec owego Jonadaba, który podczas krzyżowania podał Jezusowi chustę, przybył także, idąc na szabat, do żłóbka. Józef żył z nim w zgodzie. Ów krewny dowiedział się od ludzi z swej miejscowości o cudownym położeniu Józefa i przybył, by go obdarzyć i odwiedzić Dzieciątko Jezus i Maryję. Lecz Józef nic nie przyjął, dając mu w zastaw swą oślicę pod warunkiem, iż za otrzymane pieniądze znowu ją będzie mógł wykupić. Potem Maryja, Józef, służąca i dwaj pasterze którzy u wejścia stali, święcili szabat w grocie. Paliła się lampa z 7 knotami, a na stoliku, biało i czerwono nakrytym, leżały zwoje, z których się modlili. Liczne pokarmy, które pasterze w darze przynieśli, rozdzielane były między ubogich i używane dla gości. Ptaki na oszczepie pieczono w ogniu i posypywano kolejno mąką z ziaren rośliny, podobnej do sitowia, rosnącej licznie około Betlejem i Hebronu. Z ziaren robiono także lśniący biały kleik i pieczono placki. Pod ogniskiem widziałam bardzo gorące i czyste otwory, w których także ptaki pieczono.Po szabacie, żony Esseńczyków, pod szałasem postawionym przez Józefa i pasterzy przed wejściem do jaskini, zgotowały ucztę. Józef poszedł do miasta po kapłanów do obrzezania. W żłóbku wszystko uprzątnięto. Usunięto przegrodę, którą Józef zrobił w ganku, a podłogę kobiercami wyłożono; albowiem w tym ganku, w pobliżu samego żłóbka, było miejsce obrzędu.