wtorek, 22 marca 2016

Sprawa abp. Stanisława Wielgusa i sprawa Lecha Wałęsy - TW „Bolka” - dk. Jacek Jan Pawłowicz,



Autor: dk. Jacek Jan Pawłowicz, 22/02/2016 13:57

Prawda o Lechu Wałęsie, jego donosicielstwie i PŁATNEJ współpracy z bezpieką, po latach ujrzała światło dzienne. Udowodniono na podstawie oryginalnych dokumentów, podpisanych osobiście przez Lecha Wałęsę, że rzeczywiście był on TW o pseudonimie „Bolek”.

Tej prawdy nie chcą przyjąć ci, którzy przez lata na „legendzie” Lecha Wałęsy robili swoje polityczne kariery i biznesy, którzy wykorzystywali go do swoich celów. Kolumna na której się wpierali runęła. Nie dziwi więc fakt, że stają za Lechem Wałęsą murem, że krzyczą: „nic się nie stało”, „nie niszczmy legendy”, „to jest przeciw racji stanu Polski” itd.

Powstaje jednak podstawowe pytanie: jak można budować jakieś dobro na kłamstwie? Jak bohaterem można robić kogoś, kto przez lata kłamał i donosił, i nawet teraz, gdy udowodniono jego współpracę, idzie w zaparte?!

Cała ta sprawa TW „Bolka” przypomina mi inną sprawę sprzed lat, a mianowicie sprawę rzekomej współpracy abp. Stanisława Wielgusa. Wtedy na podstawie kilkakrotnie kserowanych „świstków” - jak je określił ś.p. Ks. Prymas kard. Józef Glemp - wdeptano w ziemię metropolitę Stanisława Wielgusa. Gwoździem do „trumny” były dokumenty sygnowane pseudonimem „Grey”. Musiało upłynąć pół roku, zanim uczciwy dziennikarz „Naszego Dziennika” — Sebastian Karczewski, wyręczając dwie osławione „komisje”, tę od rzecznika praw obywatelskich i tę spod znaku Komisji Kościelnej, detektywistycznie przekopał się przez dostępne dokumenty i zdyskredytował je w sposób nie budzący żadnych wątpliwości.
Myślę, że wielu z nas pamięta tę sprawę. Ukrzyżowano tego człowieka, zniszczono wielkiego patriotę i myśliciela posługując się jakimiś „świstami”, których oryginałów nie odnaleziono. Nie udowodniono, aby abp Wielgus na kogoś donosił i aby za to brał pieniądze (tak jak w przypadku L. Wałęsy). Jedynym jego błędem było to, że podpisał tzw. „lojalkę”, gdy chciał wyjechać na studia i bez tego podpisu nie uzyskałby paszportu.

Błędem tego człowieka było i to, że tak jak Lech Wałęsa, zaprzeczał, że coś podpisał. Jednak później przyznał się do tego błędu!

Pamiętamy jaka wtedy została rozpętana nagonka na abpa Wielgusa. Dał się w nią wciągnąć nawet ś.p. prezydent Lech Kaczyński.

Jakże niewielu stanęło wtedy w obronie abpa Stanisława Wielgusa. Atakowali go wtedy także i ci, którzy dzisiaj tak gorliwie bronią Lecha Wałęsy, człowieka tak skompromitowanego, że chyba żadna postać w historii Polski nie została tak skompromitowana.

Powiem szczerze, że czuję ogromny żal i czuję się oszukamy. Tak jak wielu Polaków głosowałem na Lecha Wałęsę w wyborach prezydenckich.
Istnieje istotna różnica między sprawą abpa Stanisława Wielgusa i Lecha Wałęsy. Ten pierwszy, który popełnił błąd, którym jednak nikomu nie zaszkodził – był jedynie tzw. figurantem, a nie tajnym współpracownikiem – uznał ten swój błąd, ostatecznie przyznał się do niego, przeprosił i odsunął się na bok.
Lechowi Wałęsie, jak widać brakuje tej klasy i pokory, jaką miał i ma abp Wielgus. Idzie w zaparte! Rzuca oskarżenia. Pełen buty, pychy myśli, że się z tego wszystkiego wywinie.

Jego „obrońcy” bija pianę, chcą znów nakreślić gruba kreskę Mazowieckiego: „to było kiedyś”, „to był incydent”, „każdy coś podpisywał”, „dobre imię Lecha to dobre imię Polski”, „zostawmy to, patrzmy na to czego Wałesa dokonał w czasach Solidarności” itd.

Niestety, ale na to wszystko czego dokonał Lech Wałęsa w czasach Solidarności, cień rzuca ta jego wcześniejsza współpraca z SB. Jego PŁATNE DONOSICIELSTWO!
Czas pokarze, czy Lech Wałęsa uzna swój błąd. Czy dokona publicznej spowiedzi. Czy wytłumaczy się przed narodem dlaczego tak postąpił i dlaczego donosił, a później kłamał.

Do swoich błędów potrafią się przyznać jedynie ludzie wielcy. Ci, którzy tego nie potrafią uczynić pozostają moralnymi karłami.

Chrystus powiedział wyraźnie: poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,32)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz