czwartek, 26 września 2013

Świadectwo Katarzyny Bednarczyk – Siemińskiej


Pani Katarzyna Bednarczyk – Siemińska (55), przyszła w samotnej, pieszej pielgrzymce z Kazimierza Dolnego (k/Lublina) do Medziugorja. Szła 62 dni. Wyruszając w drogę nie zabrała nic ze sobą, ufając jedynie w Bożą Opatrzność. W jej rękach znajdował się tylko krzyż, brewiarz i mapa. Ofiarowała tę pielgrzymkę w intencji pokoju na świecie i pojednania wszystkich ludzi, którzy są jedną wielką Bożą rodziną. Pani Katarzyna nie ma dzieci. Jej mąż jest artystą malarzem.

Oto jej świadectwo:

Przybyłam pieszo do Medziugorja, ponieważ Matka i Królowa Pokoju objawia się tutaj. Wierzę w to, że Maryja przychodzi w to miejsce i właśnie dlatego chciałam i ja tu być. Ona jest oczywiście obecna wszędzie, ale w Medziugorju w sposób szczególny. Jest tutaj, ponieważ chce przygotować nas na spotkanie z Jezusem, z Bogiem, z Bogiem, który jest naszym Ojcem. Żyjemy w trudnych czasach. Myślę, że nadszedł czas na pojednanie całej ludzkości. Taką właśnie intencję otrzymałam w czasie modlitwy. Wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi. Ludzie powinni wychodzić sobie naprzeciw. Ludzkość przeżywa obecnie jakby bóle rodzenia. Musimy być tego świadomi. Wszyscy ludzie są naszymi braćmi. Właśnie dlatego nie niosłam ze sobą ani chleba, ani wody. Świadomie i celowo, chciałam być zależna od tych, których miałam spotkać na swojej drodze. Czasami chcieli, abym wzięła ze sobą coś do jedzenia i picia, ale ja zawsze odmownie dziękowałam. Jest czymś pięknym i dobrym prosić innych o pomoc, a ludzie zawsze są szczęśliwi kiedy mogą coś zaoferować. Wtedy właśnie doświadczamy tego, że jesteśmy jedną rodziną. Wtedy też w sposób szczególny Bóg działa przez nich. Czasami byłam odrzucana, nie przyjęto mnie, ale to też jest dobre doświadczenie. Jak wiele razy Bóg puka do naszych serc, a my nie chcemy Mu otworzyć, odpychamy Go. Tak często spotykamy Jezusa w bezdomnych i biednych, a jeśli nie chcemy tego zauważyć to naprawdę jesteśmy ślepi. Wszyscy ludzie są członkami naszej rodziny, nie wykluczając cierpiących, nawet chorych umysłowo. Czasem ktoś chce nam coś ukraść. Powinniśmy pozwolić nawet na to. Nie zamykajmy się na innych, otwórzmy nasze serca a ludzie będą mniej agresywni. Musimy uświadomić sobie, że jesteśmy jednością, jednym ciałem. Czasami chcemy być lepszymi od innych, ale Bóg nie chce, abyśmy za takich się uważali. On chce tylko, żebyśmy byli po prostu dobrzy. Bycie dobrym nie oznacza bycia lepszym od innych. Musimy prosić Boga o pomoc, musimy prosić ludzi o pomoc, a na pewno ją otrzymamy. Tylko Bóg może otworzyć ludzkie serca. Sami nie możemy się zmienić, tylko Bóg może nas zmienić. Właśnie dlatego powinniśmy modlić się jedni za drugich. W domu, nie jesteśmy biedni. Mój mąż jest malarzem i dał mi pieniądze na drogę, ale ja zostawiłam je w Polsce. Kiedyś pielgrzymowałam z nim i z naszym przyjacielem pieszo do Rzymu, ale tym razem czułam, że powinnam pójść kompletnie sama, zgodnie z Bożym natchnieniem: z pustymi rękoma, bez żadnej opieki. Jeśli sami chcemy zadbać o siebie, to Bóg nie potrzebuje dbać o nas. Powinniśmy zrobić mu miejsce i doświadczyć Jego Boskiej opieki. Oto przykład: ponieważ była jesień, zaczęłam iść w płaszczu przeciwdeszczowym i przez pierwsze dziesięć dni rzeczywiście padał deszcz. Kiedy jednak ten płaszcz całkowicie przemókł i podarł się, postanowiłam go zostawić i wtedy… ukazało się słońce! Bóg, jeśli zechce, to może sprawić, że chociaż wszędzie będzie padał deszcz, to na drodze, po której ty kroczysz będzie słonecznie! Doświadczenie to uczyniło mnie niezmiernie szczęśliwą. Bardzo współczuję tym, którzy nie wierzą w Boga. Myślą oni, że wszystko od nich zależy, że muszą sami wszystko robić i dlatego nigdy nie mają pokoju. Spałam w rodzinach, na plebaniach. Wyruszając z Polski przeszłam przez Słowację, Węgry, Chorwację i Bośnię. Szłam przez regiony zamieszkałe przez Muzułmanów. Rozmawiałam z nimi. Oni nie wiedzą, że Bóg jest Ojcem, a ja im właśnie to mówiłam, że wszyscy mamy tego samego Ojca. Muzułmanie są naszymi młodszymi braćmi, którzy narodzili się kilka wieków po nas. W jednym z miasteczek, w pobliżu Zenica weszłam do meczetu. Poprosiłam o znalezienie noclegu dla mnie. Dali mi także jeść. Powiedziałam im, że idę do Medziugorja. Kiedy odchodziłam, żegnali mnie i chcieli dać mi różne rzeczy na drogę, ale opuściłam ich nic nie zabierając ze sobą. Bardzo byli zadowoleni, że idę do Medziugorja i mówili że chcą tylko pokoju, pokoju i tylko pokoju. Kilka lat temu szłam w pieszej pielgrzymce do Częstochowy, niosąc na plecach 25 kg różnorodnego bagażu. Wydawało mi się wtedy, że to wszystko było potrzebne. Teraz dopiero zrozumiałam jak bardzo było to zabawne. Maryja powiedziała mi: jeśli chcesz pójść za moim Synem, nie potrzebujesz niczego. On zatroszczy się o wszystko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz