Satanistyczne inspiracje w muzyce metalowej i ambientowej.
Musimy
zniszczyć wszystkie formy chrześcijańskiej i semickiej religii,
jakie znajdują się na świecie. Jedynie satanizm daje każdemu
człowiekowi wolność.
- Gaahl,
wokalista zespołu Gorgoroth
Dla
człowieka
wierzącego, wychowanego w kulturze chrześcijańskiej, muzyka
może spełniać dwojaką rolę: podtrzymywać jego duchowy
i kulturowy rozwój bądź kierować jego zainteresowania
w przeciwną stronę. Problem ten dotyczy w szczególności
ludzi młodych, którzy rozpoczynają swoje własne, przynajmniej
częściowo niezależne, życie we współczesnej kulturze. Trzeba
jednak przyznać, że wielu ludzi dorosłych, traktując muzykę
jedynie jako niegroźne źródło rozrywki i jedną z podstaw
„kultury przyjemności”, nie zdaje sobie sprawy z jej
negatywnego społecznego i duchowego oddziaływania bądź je
zupełnie lekceważy.
Przesłanie
antychrześcijańskie można odnaleźć w niemal każdym gatunku
muzyki, szczególną uwagę warto jednak zwrócić na muzykę
z gatunku black metal i dark ambient, które otwarcie
promują treści satanistyczne, okultystyczne lub neopogańskie
(osobną grupę stanowią zespoły odwołujące się w warstwie
tekstowej do ideologii narodowosocjalistycznej). Chociaż wydają się
one funkcjonować wciąż na peryferiach muzyki popularnej, stają
się, wbrew pozorom, coraz bardziej… pop. Świadczyć może o tym
chociażby obecność w polskich mediach głównego nurtu Adama
Darskiego, wokalisty grupy Behemoth, mającej na Facebooku ponad
milion fanów. Darski (Nergal) wykreowany został na jednego
z celebrytów i muzycznych ekspertów, zaś jego
artystyczna satanistyczna działalność jest bagatelizowana nawet
przez niektóre autorytety kościelne.
Black
metal
Gatunkiem,
który właściwie od samego początku jawnie sprzeciwiał się wielu
podstawowym zasadom organizującym chrześcijaństwo, był oczywiście
rock and roll. Jednak bardzo radykalny stał się w tym dopiero
hard rock i heavy metal, którego twórcy (muzycy takich
formacji, jak Led Zeppelin, Black Sabbath, Black Widow czy Coven)
otwarcie przyznawali się m.in. do fascynacji postacią Aleis-tera
Crowleya, angielskiego okultysty przełomu XIX i XX wieku. Jak
piszą autorzy słynnej książki o metalowym podziemiu, od tej
pory chrześcijaństwo
nie miało poddawać się powolnej erozji poprzez długotrwały
rozkład wartości moralnych, a raczej zostać bezwzględnie
wykorzenione i doszczętnie spalone
(M. Moynihan, D. Søderlind, „Władcy chaosu”, Poznań 2010, s.
19). Antychrześcijańskie i bluźniercze treści najbardziej
wyraźne są jednak w gatunku nazwanym „black metal”,
powstałym w Norwegii na początku lat 90. XX wieku. Źródła
inspiracji twórców najpopularniejszych norweskich zespołów można
z łatwością odnaleźć w działaniach pionierów takich
grup, jak Venom, Mercyful Fate, Bathory, Celtic Frost czy Slayer,
które miały miejsce dziesięć lat wcześniej.
Przyjmuje
się, że nazwa gatunku pochodzi właśnie od jednego z albumów
formacji Venom, zatytułowanego „Black Metal”. Badacze
zainteresowani powstaniem i rozwojem muzycznego metalowego
podziemia zgodnie twierdzą, że to właśnie w latach 90.
pojawiła się w muzyce nowa fala bluźnierstwa, której owocem
było nie tylko propagowanie antychrześcijańskich i satanistycznych
treści, ale swoiste przejście od słów do czynów: częstsze
przypadki zabójstw, rytualnych samobójstw oraz niszczenia
chrześcijańskiego dziedzictwa kulturowego, np. bezczeszczenie
cmentarzy, podpalanie kościołów czy profanacja Pisma Świętego.
Istotny jest również fakt, że niemal wszystkie formacje z lat
80., które miały największy wpływ na rozwój black metalu jako
gatunku, przyznawały się do znajomości „Biblii Szatana”
autorstwa Antona Szandora LaVeya, wydanej w 1969 roku
i stanowiącej już w tamtym czasie integralną część
„satanistycznej kultury masowej”.
Blackmetalowe
zespoły wyróżnia
spośród innych sceniczny image oparty
na czarno-białym makijażu typu corpse
paint
oraz charakterystyczny strój i wokal. Brzmienie uzyskiwane
przez zespoły tego gatunku potocznie określa się jako surowe,
posępne i złowrogie.
Czarny
krąg
Pierwszym
zespołem, dzięki któremu gatunek przestał być peryferyjny,
a stał się ikoną satanistycznego muzycznego podziemia, był
norweski Mayhem, którego założyciel, Øystein Aarseth, noszący
pseudonim Euronymous, został zasztyletowany przez Varga Vikernesa,
innego członka norweskiej sceny blackmetalowej. Działalność
zespołu była przełomowa również z innego powodu. Aarseth
otworzył bowiem w Oslo sklep muzyczny o nazwie Helvete
(piekło). Ściany tego miejsca, pomalowane oczywiście na czarno,
przyozdobione były m.in. odwróconymi krzyżami i sprofanowanymi
figurkami katolickich świętych. Swoją siedzibę miała tam
założona również przez Euronymousa antychrześcijańska
organizacja Black Circle (Czarny Krąg), która w sposób
nieoficjalny gromadziła muzyków i fanów najbardziej liczących
się ówczesnych formacji (Mayhem, Burzum, Darkthrone, Immortal,
Enslaved czy Satyricon).
W czasie
dość krótkiej działalności tej „organizacji” w Norwegii
za jej sprawą spłonęło wiele kościołów (szacuje się, że
w latach 1992-96 zniszczono od 50 do 60 świątyń, w tym
kościoły zabytkowe), wiele innych zostało podpalonych,
zbezczeszczono również dziesiątki cmentarzy. Do czynów tych
przyznawali się zarówno poszczególni muzycy, jak i fani
zainspirowani sceniczną i pozaartystyczną działalnością
swoich idoli. Varg Vikernes, muzyk uznawany za prekursora tych
działań, w jednym z wywiadów oznajmił: Chcę,
aby chrześcijanie pamiętali, że to jest zemsta za palenie
pogańskich świątyń. Za to, że zniszczyli wszystko, co było
piękne i zawierało prawdziwą kulturę Norwegii, tę z czasów
pogańskich
(„Władcy chaosu”, s. 109). Fala podpaleń dotarła także do
innych krajów, np. do Szwecji czy Rosji. Młodzi ludzie oskarżeni
o te czyny przyznawali się do fascynacji satanizmem oraz do
inspiracji muzyką blackmetalową.
Mroczna
atmosfera
Dark
ambient to jedna z odmian muzyki elektronicznej, atmosferycznej,
czyli muzyki tła. Na scenie muzycznej pojawiła się również
w latach 80., natomiast jej rozkwit datuje się na lata 90. XX
wieku, gdy w Szwecji zaczęła działać i prężnie się
rozwijać wytwórnia muzyczna o „wdzięcznej” nazwie Cold
Meat Industry (Wytwórnia
Zimnego Mięsa). Najbardziej znane formacje wydające pod jej szyldem
to: MZ.412, Brighter Death Now, Atrium Carceri, Ordo Rosarius
Equilibrio czy Sephiroth. Na polskiej scenie długo wiodły prym
Moan, Paranoia Inducta i Sui Generis Umbra.
Nie
obowiązuje tutaj harmonia, linia melo-dycz-na
czy rytm. Utwór rozwija się głównie przez operowanie barwą
dźwięku, zaś celem projektów jest stworzenie „muzyki
otoczenia”. W przeciwieństwie do głównego nurtu ambientu,
gdzie muzyka najczęściej jest przyjemna i relaksująca
(niektórzy twórcy włączają w swoje utwory np. chorał
gregoriański, kolaże zgiełku wielkich miast oraz dźwięki
natury), dark
ambient to muzyka mroczna, której głównym zadaniem jest
wywoływanie uczucia smutku i melancholii, niepokoju, strachu,
paranoi, a nawet przerażenia.
Z wypowiedzi
fanów wynika, iż jest to alternatywa dla tych, którzy są zbyt
wrażliwi na kakofoniczne i agresywne dźwięki w blackmetalowym
wydaniu lub, wręcz przeciwnie – że dark ambient stanowi ich
dopełnienie. Projekty darkambientowe fascynują i – jak
twierdzą słuchacze – uzależniają. Nie dziwi również, że
wielu twórców z tego kręgu przyznaje się do silnych
inspiracji mistycyzmem, okultyzmem i ezoteryką, próbując
nadać swym projektom rytualne i magiczne właściwości. Sami
fani nazywają je muzyczną
otchłanią,
muzyką opętaną,
ale jednocześnie piekielnie piękną, muzyką rodem ze szpitala
psychiatrycznego, hałasem w służbie złych mocy, dźwiękami,
które wwiercają się w mózg,
muzyką odhumanizowaną,
zimną, brudną i złą, nastrojem, który prowadzi cię
w trakcie tej bezbożnej wędrówki.
Utworów
darkambientowych są oczywiście setki, ale nawet pobieżny przegląd
dyskografii najbardziej znanych twórców oraz ikonografii
umieszczanej na okładkach lub w teledyskach pozwala wyróżnić
kilka wiodących tematycznych motywów, z których, jak możemy
się domyślać, żaden nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem.
Przede wszystkim powtarza się tu motyw pustki, destrukcji, mroku,
śmierci (również samobójczej), strachu, choroby psychicznej czy
fetyszyzmu i innych dewiacji seksualnych. Jeżeli utwory
posiadają warstwę tekstową, często przywoływany jest Lucyfer lub
imiona innych demonów oraz używane są zwroty nawiązujące do
sfery magicznej
i okultystycznej.
W przypadku
utworów mających jedynie warstwę dźwiękową satanistyczne
komunikaty pojawiają się oczywiście w tytułach płyt
i poszczególnych utworów oraz w symbolach umieszczanych
na okładkach. Dźwiękom elektronicznym towarzyszą często krzyki,
jęki, płacz czy trudne do zidentyfikowania odgłosy. W zależności
od preferencji i aktualnego nastroju, twórcy zabierają
słuchaczy w wyobraźniową podróż do opuszczonych budynków,
piekła, szpitala psychiatrycznego lub na zlot czarownic.
Satanizm
jako źródło muzycznej inspiracji
Na
pytanie, dlaczego te odmiany muzyki satanistycznej pojawiły się
i rozwinęły akurat w Skandynawii, próbują odpowiedzieć
również autorzy „Władców chaosu”, tłumacząc to zjawisko
kryzysem Kościoła w krajach zachodniej Europy. W późniejszych
latach otwarte przyznawanie się do wiary w istnienie piekła
i szatana uznawane było w kręgach kościelnych
[w Norwegii
– M.N.]
niemal za tabu. Są to tematy, podobnie jak egzorcyzmy, o których
po prostu się nie dyskutuje
(s. 99). Widać więc, że chociaż w Kościele norweskim
Szatan był praktycznie „martwy”, w kulturze popularnej, nie
tylko niszowej, miał się coraz lepiej. W oparciu o zbliżony
scenariusz sytuacja rozwija się również w całej Europie
Zachodniej.
Według
najprostszego podziału satanizm w muzyce dzieli się na dwa
nurty: teistyczny i laveyański. Wyznawcy tego pierwszego uznają
Szatana za bóstwo, jednocześnie sprzeciwiając się
chrześcijaństwu. Postawę taką prezentuje wiele zespołów
blackmetalowych oraz niektóre darkambientowe. Niektóre grupy
propagują swoistą fuzję satanizmu teistycznego z filozoficznym,
np. bazującego na koncepcjach Fryderyka Nietzschego. Jeszcze inni
twórcy odżegnują się od jakichkolwiek kwestii związanych
z wiarą, zastępując je klasycznym nihilizmem. Przykładem
takiego podejścia może być wypowiedź Henrika Nordvargra Björkka
z zespołu MZ.412, który przyznał, że kiedyś interesował
się okultyzmem (stąd w wielu jego utworach odwołania do
Szatana, Lucyfera i innych antychrześcijańskich „bóstw”),
ale teraz neguje istnienie jakichkolwiek bogów i bytów, poza
Wielkim Nic, czyli śmiercią. Nawołuje zatem, żeby każdy był dla
siebie bogiem i jak najlepiej korzystał z „tu i teraz”.
Satanizm
w wydaniu muzycznym albo jest powiązany z okultystycznym
rytuałem, albo stanowi bardzo atrakcyjną filozofię
– logiczne wytłumaczenie antychrześcijańskiego zachowania.
Istnieje w nim również wiele elementów emocjonalnych. Jak
twierdzą sami twórcy, to w równym stopniu życie duchowe,
które wraz ze zdobywaną wiedzą staje się coraz głębsze. Nie ma
większego znaczenia, czy muzycy są zwolennikami satanizmu, czy
kultury i symboliki pogańskiej. W obu przypadkach
ikonografia i muzyka stają się odzwierciedleniem światopoglądu
absolutystycznego, bezkompromisowego i pozbawionego
jakiejkolwiek tolerancji dla chrześcijaństwa.
Satanizm
jako podstawa autonarracji
Pismo
Święte ostrzega: Dzieci,
strzeżcie się fałszywych bogów
(1 J 5, 21). Adeptami muzyki jawnie propagującej wątki
satanistyczne, zarówno w warstwie tekstowej, jak
i stylistycznej, są z reguły nastolatki i ludzie
dwudziestokilkuletni, którzy uzyskali w niedalekiej przeszłości
względną niezależność, odrzucając dotychczas znane autorytety
i zasady moralne. Szukają oni bowiem w wielowątkowej,
lecz jednocześnie homogenicznej kulturze popularnej takich treści,
które wydają się atrakcyjne i mocne. Muzyka to jedno
z najbardziej istotnych narzędzi kreowania tożsamości
w kulturze indywidualizmu. Antychrześcijański i bluźnierczy
przekaz jest z jednej strony niezwykle skrajny, z drugiej
natomiast bardzo jasny i czytelny, dlatego z zaskakująco
dobrym skutkiem wpisuje się w proces tworzenia narracyjnej
tożsamości jednostki, która w zachodniej kulturze zostaje
pozbawiona twardych podstaw (na przykład kategorii płciowej,
narodowej czy religijnej). Jak pisze socjolog Anthony Elliott,
tożsamość w kulturze indywidualizmu to projekt symboliczny,
który staje się kwestią wyboru i idącego za nim ryzyka.
W tym
znaczeniu
(…) wykorzystujemy
w nim surowce symboliczne (język, obrazy, znaki) w celu
zinterpretowania motywów, jakie powodują nami i innymi, oraz
snucia ciągle na nowo narracji tożsamości
(A. Elliott, „Koncepcje »ja«”, Warszawa 2007, s. 11).
Święci,
którzy od wieków oddawali swe życie dla Chrystusa, są dzisiejszej
młodzieży niemal zupełnie nieznani lub przez nią pomijani.
Miejsce autorytetów zajęli natomiast eksperci i idole, którymi
w przypadku muzyki są oczywiście twórcy i członkowie
zespołów. Nastąpiło zatem wyraźne przesunięcie ze sfery
religijnej do sfery magicznej i swoistej idolatrii,
bałwochwalstwa. Dla chrześcijanina, który zaczyna interesować się
satanizmem w muzyce, ma to poważne konsekwencje, jest bowiem
złamaniem pierwszego, najważniejszego przykazania Dekalogu.
Satanizm
w muzyce jako element wspólnototwórczy
Satanizm
w warstwie dźwiękowej i tekstowej stanowi narzędzie
spajające wspólnotę, grupy fanowskie są bowiem przykładem tzw.
wspólnot empatycznych, nowych plemion. Chęć bycia sobą, bycia
oryginalnym, „innym niż wszyscy”, paradoksalnie współistnieje
z potrzebą stałego bycia we wspólnocie, bycia z tymi,
którzy są do nas podobni i którzy utwierdzają nas w naszych
przekonaniach. Poza spójnym wizerunkiem elementy wspólnototwórcze
to oczywiście język i sfera niewerbalna, czyli gesty, takie
jak słynna „dłoń rogata”, w krajach anglosaskich nazywana
devil
horns
(diabelskie rogi) – dłoń zaciśnięta w pięść,
z wysuniętymi palcami wskazującym i małym.
Ten
gest jest często wypisany na amuletach, które mają chronić
właściciela przed urokiem i zakląć ponadnaturalną siłę.
Część fanów zespołów satanistycznych, należących do wyżej
wymienionych gatunków, bardzo często pozdrawia się zwrotem Heil
Satan!
(wersja łacińskiej frazy Ave
Satanas,
używana m.in. przez LaVeya podczas publicznych rytuałów
i wprowadzona na muzyczną scenę rockową przez wspomnianą już
formację Coven), używając go świadomie lub nie przywiązując do
niego większej wagi i nie zastanawiając się nad
konsekwencjami. Bez względu na okoliczności zwrot ten jest swoistym
rytuałem w sferze komunikacji, bluźnierczym i profanacyjnym
odwróceniem chrześcijańskiego pozdrowienia Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Przynależność
do określonej wspólnoty konstytuowanej poprzez satanistyczny
kontekst stanowić ma „uwolnienie” od krępujących więzów,
które na młodych ludzi w ich mniemaniu nakłada religia,
w szczególności chrześcijaństwo. Utożsamiając religię
z ideologią, wychodzą oni bowiem z mitycznego założenia,
że została ona wymyślona jedynie w celu kontrolowania całych
społeczeństw i poszczególnych jednostek, zaś Boga uważają
jedynie za zwierzchnika i nadzorcę.
Szatan
w wydaniu
„muzyczno-scenicznym” staje się zatem głównie synonimem
fałszywie pojętego nośnika wolności. Jednostki poszukujące w tej
rytualno-filozoficznej sferze elementów tożsamości często
jednakże uzależniają się od kreowania własnego „ja”.
Swoistym paradoksem jest również to, że fanami muzyki
satanistycznej są najczęściej osoby, które deklarują się jako
ateiści, odrzucając istnienie zarówno osobowego Boga, jak
i osobowego zła. Kreując swój wizerunek, wykorzystują jednak
symbole, gesty i teistyczne przedstawienia ikonograficzne, które
do tych bytów się odwołują.
Jak
twierdzi norweski profesor teologii, pastor Jacob Jervell, Kościół
(protestancki) od czasu do czasu wspomina o Szatanie i choć
wierzy w jego istnienie, w symbolice przedstawia go często
jako niegroźnego kozła, groteskową postać. Tymczasem, zdaniem
Jervella, bagatelizowanie postaci Szatana i jego siły,
odchodzenie od źródeł biblijnych powoduje, że zło zyskuje na
atrakcyjności.
To
nie tylko muzyka
Muzyka
jest bardzo skutecznym narzędziem komunikacji, zdolnym do
kształtowania myślenia, zachowań i postaw zarówno twórców,
jak i odbiorców, bowiem treści i dźwięki przekazują
ludzkiej podświadomości idee, które człowiek, prędzej czy
później, przyjmuje za swoje. Dla części fanów, szczególnie
tych, którzy nie mają odwagi do końca odrzucić wiary w Boga
i chrześcijańskich norm, swoistym „odczarowaniem” sytuacji
ma być powtarzanie, że to „tylko muzyka” i sceniczne
oszustwo, zaś elementy satanistyczne to jedynie rekwizyty
wykorzystywane w artystycznych i teatralizowanych
działaniach. Bardzo często słuchacze usprawiedliwiają się, że
nie ma w tym nic złego, gdyż to „tylko symbol i niewinny
gest”.
Innego
zdania jest jednak Grzegorz Kasjaniuk, dziennikarz muzyczny, który w
wywiadzie przeprowadzonym dla portalu pulspolonii.com mówi: Starałem
się zrozumieć istotę ich muzyki, odróżnić oryginalność od
fałszywego muzycznego przekazu i doszedłem do jednego wniosku
– przekaz ich muzyki jest prawdziwy. Jest to robione z pełnym
zapałem, z pełną wiarygodnością, ponieważ oni naprawdę
wierzą w to, co robią.
Doświadczenia
psychologów, psychiatrów, kapłanów oraz księży egzorcystów
świadczą o tym, że dla wielu osób fascynacja satanizmem
w muzyce może oznaczać problemy natury psychicznej i duchowej.
Przestrogą
dla fanów powinny być zatem słowa Isahna, wokalisty zespołu
Emperor, który w jednym z wywiadów stwierdza, że scena
blackmetalowa stała się tak ekstremalna m.in. właśnie dzięki
symbolice. Podkreśla on, że ludzie pojawiający się na scenie i
wokół niej niekoniecznie od razu pałali nienawiścią do
chrześcijaństwa. Ich wrogość wobec chrześcijan rosła jednakże
w miarę wkraczania w świat black metalu (por. „Władcy chaosu”,
s. 238).
Dr
Małgorzata Nieszczerzewska
Artykuł opublikowano za zgodą Miesięcznika Egzorcysta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz