niedziela, 19 lutego 2012

Nick Vujicic - bez nóg, bez rąk, bez ograniczeń

Biblia mówi: „Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi,gdy rozmaite próby przechodzicie". Nasze zranienia, ból i zmagania uważać za prawdziwą radość? Czy to możliwe? Jako że moi rodzice byli chrześcijanami, a tato nawet był pastorem, bardzo dobrze znali ten tekst biblijny. Jednak rano 4 grudnia 1982 roku w Melbourne w Australii słowa: „Chwała Bogu!" były ostatnimi, jakich można się było spodziewać po moich rodzicach. W ich ustach musiałyby one brzmieć: „Chwała Bogu! Nasz pierworodny syn urodził się bez kończyn!". Nic wcześniej nie wskazywało na to, że dziecko urodzi się kalekie, rodzice nie mieli wiec czasu, by się na to przygotować. Lekarze byli zszokowani i nie mieli żadnej odpowiedzi! Do dziś nie odkryto jakiejkolwiek medycznej przyczyny tego stanu rzeczy. Mam brata i siostrę — urodzili się zdrowi; są normalni, jak inne dzieci.





Cały kościół bolał i opłakiwał moje narodziny, a rodzice byli zdruzgotani. Każdy pytał: „Jeśli Bóg jest Bogiem miłości, to dlaczego pozwala, by coś takiego zdarzyło się komukolwiek, a szczególnie oddanym chrześcijanom?"'. Mój tato myślał, że nie pożyję długo, ale z badań lekarskich wynikało, że byłem zdrowym chłopcem, któremu po prostu zabrakło kilku kończyn.

Zrozumiałe, że moi rodzice bardzo martwili się o moją przyszłość. W tamtych wczesnych latach, zanim poszedłem do szkoły, i w początkach mojej szkolnej nauki Bóg obdarował moich rodziców siłą, mądrością i odwagą.



Prawo australijskie nie pozwalało mi — z uwagi na moje kalectwo — uczestniczyć w normalnym programie szkolnym. Bóg dokonał cudu. On też dał mojej mamie siłę do walki o zmianę tamtego prawa. Byłem pierwszym niepełnosprawnym uczniem, który otrzymał pozwolenie na włączenie się w główny program szkolny. 



Lubiłem chodzić do szkoły. Próbowałem żyć tak jak wszyscy inni, ale w tym wczesnym okresie szkolnym — z powodu mojej fizycznej odmienności — doznawałem wielu nieprzyjemności, odrzucenia i brutalności. Było mi bardzo trudno przyzwyczaić się do takiego traktowania, ale z pomocą moich rodziców zacząłem rozwijać wartości, które pomogły mi przejść przez te trudne i pełne wyzwań lata. Wiedziałem, że choć fizycznie się różnię od innych, wewnętrznie jestem taki sam jak każdy człowiek. Rodzice mnie zachęcali, abym nie zwracał uwag na zachowanie kolegów i bym poprzez rozmowę starał się zaprzyjaźnić z niektórymi dziećmi. W niedługim cza¬sie część uczniów odkryła, że naprawdę jestem taki sam jak oni i od tego czasu Bóg błogosławił mi, dając nowych przyjaciół.

Bywały takie dni, kiedy odczuwałem wielkie przygnębienie i złość, ponieważ nie mogłem ani zmienić swojego położenia, ani też nikogo za nie oskarżać. Na lekcjach religii dowiedziałem się, że Bóg kocha nas wszystkich i że troszczy się o nas. Jako dziecko, rozumiałem te miłość, ale nic rozumiałem, dlaczego — skoro mnie kocha — uczynił mnie takim, jakim jestem. Czy dlatego, że zrobiłem coś złego? Myślałem, że tak, ponieważ ze wszystkich dzieci w szkole tylko ja byłem inny — taki dziwny. Czułem, że jestem ciężarem dla tych, którzy mnie otaczają, że im szybciej odejdę, tym lepiej będzie dla wszystkich. Chciałem skończyć swoje życie w młodym wieku, ale wdzięczny jestem moim rodzicom i krewnym, którzy zawsze byli ze mną, wciąż pocieszali mnie i wzmacniali.
Z uwagi na moje przykre emocjonalne zmagania, jakich doświadczałem, szacunkiem do siebie i samotnością, Bóg zaszczepił mi pragnienie dzielenia się moim doświadczeniem. W ten sposób mogłem pomagać innym ludziom, którzy zmagają się z podobnymi wyzwaniami, by pozwolili Bogu zamienić trudności na błogosławieństwa. Miało to zachęcać i inspirować innych do życia pełnego i nie pozwolić, by cokolwiek pokrzyżowało ich drogę do szczęścia oraz realizacji ich nadziei i marzeń.



Jedna z pierwszych lekcji, których się musiałem nauczyć, polegała na tym, by niczego nie traktować jako przesądzone. „A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują". Ten tekst przekonał mnie, że nie istnieje coś takiego jak przypadek, że wszystkie te złe rzeczy nie dzieją się tak po prostu w naszym życiu. Wiedząc, że Bóg nie dopuściłby, aby cokolwiek stało się w naszym życiu, jeśli w tym wszystkim On nie ma jakiegoś dobrego celu, zachowuję w sercu zupełny pokój.

Gdy miałem piętnaście lal, przeczytałem historię zapisaną w 9. rozdziale Ewangelii Jana. Jezus wyjaśnił cel, dla którego człowiek tam opisany urodził się ślepy: „aby się na nim objawiły dzieła Boże"3. Prawdziwie i szczerze wierzyłem, że gdyby Bóg mnie uzdrowił, byłbym wielkim świadectwem Jego niesamowitej potęgi i mocy. Później zrozumiałem, że gdy modlimy się o coś zgodnie z wolą Boga, to się tak dzieje, ale jeśli to nie jest zgodne z wolą Bożą, to wiem, że On ma dla nas coś lepszego. Teraz widzę, że przez to, jakim jestem, Jego chwała objawia się w sposób, w jaki inni ludzie nie mogą jej objawić.



Obecnie jestem dorosłym mężczyzną i ukończyłem studia handlowe o kierunku księgowość i planowanie finansów. Jestem też utalentowanym mówcą, rozmiłowanym w opowiadaniu i dzieleniu się z ludźmi moim osobistym doświadczeniem. Mam przygotowanie, by przemawiać na tematy, które stanowią wyzwanie dla nastolatków; zachęcać ich i wzmacniać. Mam pasje i pragnienie docierania do młodzieży, a także trwania w gotowości czynienia wszystkiego, czegokolwiek Bóg ode mnie zażąda, pójścia wszędzie tam, dokądkolwiek On mnie poprowadzi. Mam wiele marzeń i celów, które postawiłem sobie w życiu. Chcę stawać się coraz lepszym świadkiem Bożej miłości i nadziei; pragnę zostać międzynarodowym inspirującym mówcą i być wykorzystany jako Boże narzędzie zarówno wśród chrześcijan, jak i niechrześcijan. W wieku 25 lat pragnę być finansowo niezależny na drodze uczciwych inwestycji majątkowych. Chcę przystosować samochód do tego, bym mógł nim osobiście kierować, łatwo się przemieszczać, udzielać wywiadów i dzielić się historia mojego życia w programach telewizyjnych o największej oglądalności! Jednym z moich marzeń jest napisanie wielu książek-bestselerów i mam nadzieję, że wkrótce zakończę pisanie pierwszej z nich. Będzie miała tytuł: „Bez rąk, bez ; i bez obaw!".



Jestem pewny, że jeśli masz pasję i pragnienie uczynienie-czegoś, i jeżeli jest to zgodne z wolą Boga, to osiągniesz ten cel — we właściwym czasie. Jako ludzie, bezustannie i bez żadnego powodu sami sobie nakładamy ograniczenia! A co jest jeszcze gorsze, ograniczamy Boga, który wszystko może! Wkładamy Boga do „skrzynki" naszych własnych pojęć. Gdy chcemy uczynić coś dla Niego, to zamiast skupiać się na własnych zdolnościach, skoncentrujmy się na naszej dostępności dla Niego — wiemy przecież, że to On działa przez nas, że bez Niego niczego nie możemy uczynić. Gdy całkowicie oddamy się do Jego dyspozycji, to—zgadnij — na czyich możliwościach będziemy polegać? Tak! Na Bożych!


[Więcej na temat Nicka Vujicica można dowiedzieć się na stronie internetowej:www.lifewithoutlimbs.org ]

Artykuł zaczerpnięty z miesięcznika chrześcijańskiego "Znaki Czasu" 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz