Podsycane przez pewne kręgi przekonanie, że Święte Oficjum prześladowało o. Pio, jest fałszywe. Kościół nigdy nie potępił stygmatyka, wykazując się w całej tej sprawie mądrością. Watykan właśnie odtajnił akta dotyczące kapucyna.
Francesco Forgione, znany jako święty ojciec Pio z Pietrelciny (1887–1968), został kanonizowany w 2002 r. przez Jana Pawła II
Wkładali ręce do jego ran, nękali przesłuchaniami i oskarżali o fałszywą świętość – to pomówienia, jakie od dekad rzucane są pod adresem Kościoła, który miał „bezdusznie rozeznawać sprawę o. Pio”. Faktem jest, że Święte Oficjum 2 czerwca 1922 roku obłożyło o. Pio zakazem udzielania błogosławieństwa, prowadzenia korespondencji, pokazywania stygmatów. Nakazało odprawiać Msze św. prywatnie oraz przenieść zakonnika z klasztoru w San Giovanni Rotondo. Rok później Pius XI podpisał oświadczenie, w którym Kościół nie stwierdził nadprzyrodzonego pochodzenia noszonych od ponad 10 lat stygmatów kapucyna. Rok 1931 przyniósł jeszcze ostrzejsze rozporządzenia: zakaz pełnienia funkcji kapłańskich.
Luigi Peroni, biograf ojca Pio, komentuje dziś z sarkazmem tamte decyzje, twierdząc,że w takim razie uzdrowienia, nawrócenia ateistów, proroctwa i bilokacje kapucyna Kościół „przypisał jego zdolnościom dyplomatycznym”.
Nieufność, z jaką Stolica Apostolska traktowała początkowo o. Pio, jest często przedstawiana jako wrogość. Jak bardzo niesprawiedliwe są te oceny, dowodzi wydana właśnie w Polsce publikacja „Ojciec Pio i Święte Oficjum. Odtajnione archiwa Watykanu”. Jej autor, Francesco Castelli, zrekonstruował fakty na podstawie watykańskich dokumentów.
Donosy
Rok 1919. Do Świętego Oficjum dociera list od „grupy wiernych z San Giovanni Rotondo”. „Mamy do czynienia z pogaństwem. Na pojawienie się »Świętego« wszyscy padają na ziemię na znak czci: dla tych fanatycznych ludzi nie ma już Boga, (…) liczy się tylko ojciec Pio”. Watykańska dykasteria sprawę bada i przekazuje ją do archiwum. Nadawcy listu są anonimowi, a takich przypadków Święte Oficjum nie traktuje poważnie. Po krótkim czasie do Watykanu trafia kolejny donos. Tym razem parafianie oskarżają o. Pio o gromadzenie wokół siebie fanatycznych kobiet, tzw. córek ducho- wych, co ma być „znakiem zgorszenia” i „frustracji innych kobiet”. Twierdzą także, że zakonnik „oczekuje od kleru oddania mu czci”.
W kwietniu 1920 roku do bram klasztoru w San Giovanni Rotondo puka jeden z najbłyskotliwszych umysłów tamtego czasu, franciszkanin o. Agostino Gemelli (to od jego imienia bierze nazwę słynna klinika w Rzymie). Oficjalnie przyjeżdża tu „ujęty świętością o. Pio”. Święte Oficjum nic nie wie o jego wizycie. Ale to on odegra poważną rolę w dalszym biegu wypadków.
„Stosuje samookaleczenia. Jest oszustem i psychopatą” – pisze Gemelli o ojcu Pio. – „Interwencja władz kościelnych jest bardziej niż konieczna”.
Ojciec Gemelli jest wybitnym naukowcem. Utrzymuje, że rany kapucyna są rezultatem autosugestii. Jak wynika z odtajnionych akt, asystentka Gemellego Armida Barelli naciska, by o. Pio poddać badaniom. Próbuje wymusić na to zgodę zakonnego przełożonego o. Pio. Ojciec Benedetto stanowczo jednak odmawia. Zgadza się jedynie na krótką rozmowę franciszkanina i jego asystentki z o. Pio, który z kolei, poirytowany, odprawia oboje.
Po tym incydencie Gemelli pisze list do Świętego Oficjum, w którym wysuwa 11 propozycji działań Kościoła wobec stygmatyka. W punkcie 4. pisze: „obłożyć gipsem kończynę górną i dolną ojca Pio”. Święte Oficjum odrzuca jednak te propozycje. Tym niemniej otwiera postępowanie wobec o. Pio.
Oliwy do ognia dolewają złożone przed ordynariuszem Foggii zeznania Valentiniego Visty, aptekarza z San Giovanni Rotondo. Twierdzi on, że kuzynka o. Pio kupiła u niego „w tajemnicy” czysty kwas karbolowy oraz cztery gramy silnej trucizny, weratryny. Dla aptekarza był to sygnał, iż o. Pio sam wywołuje rany na ciele. W ramach śledztwa diecezjalnego kuzynka o. Pio przyznała, że leki były potrzebne o. Pio, który miał wykonywać zastrzyki braciom, a zakupów miała dokonać w tajemnicy przed przełożonymi. Fakt ten, z oczywistych powodów, jeszcze bardziej przyczynił się do wszczęcia postępowania przez Święte Oficjum niż hipotezy Gemellego.
Włożyć palec do ran
Kongregacja wynajmuje o. Josepha Lémiusa. Oblat, zasłużony dla Kościoła (był redaktorem encykliki „Pascendi” Piusa X), od razu wyklucza sugerowane przez Gemellego „działania diabelskie”. Badając sprawę, wystawia pozytywną opinię o ojcu Pio „co do strony moralnej, ascetycznej oraz mistycznej”. Stwierdza także, że „stygmaty mogą być owocem działania nadprzyrodzonego”. W raporcie dla Świętego Oficjum oblat opisuje też jednak atmosferę w San Giovanni Rotondo. Przejawy „zabobonnego kultu” i „zbiorowe histerie” wywołują zrozumiały niepokój wśród konsultorów Kongregacji. To zatem „nieuporządkowana pobożność” i fanatyzm ludzi, a nie osoba i stygmaty o. Pio, stają się głównym celem wspomnianej deklaracji i zakazów Świętego Oficjum z 1921 roku.
Podsycane przez pewne kręgi przekonanie, że Święte Oficjum prześladowało o. Pio, jest fałszywe. Kościół nigdy nie potępił stygmatyka, wykazując się w całej tej sprawie mądrością. Watykan właśnie odtajnił akta dotyczące kapucyna.
LEEMAGE /EAST NEWS
Francesco Forgione, znany jako święty ojciec Pio z Pietrelciny (1887–1968), został kanonizowany w 2002 r. przez Jana Pawła II
Jednocześnie papież Benedykt XV, który od początku uważa kapucyna za dar Boga, na wniosek kardynałów deleguje do wizytacji w San Giovanni Rotondo bp. Carla Rossiego. Ten surowy, rozważny duchowny prowadzi 24 przesłuchania, w tym aż 16 razy spotyka się z o. Pio. I to Rossiemu po raz pierwszy zakonnik opowiada o stygmatach, o spotkaniu z cierpiącym Chrystusem na krzyżu. Biskup chce faktów. Musi „włożyć palec w miejsce ran” o. Pio. Dopiero potem redaguje raport dla Watykanu. Notuje w nim m.in., że życie ewangeliczne o. Pio jest wzorowe, pokorne, a oskarżenia, iż „ten biedny Kapucyn to cudotwórca i fanatyczny kombinator są bezpodstawne”. Odnosząc się do zarzutów o. Gemellego, jakoby o. Pio kupował sobie drogie perfumy, Rossi pisze, iż „niezwykle miła woń fiołków”, która rozchodzi się falami wokół zakonnika, pozwala domniemywać Boskiego pochodzenia znaku”. Ale dodaje, także odnosząc się do wysokiej 48-stopniowej temperatury ciała o. Pio, że jako „ostrożny inkwizytor nie śmie się wypowiadać” i że „wszystko objawi nam Pan”.
Kluczowa kwestia to stygmaty. Rossi wyklucza, podobnie jak o. Lémius, ich diabelskie pochodzenie, autosugestię czy oszustwo. Ostateczną ocenę pozostawia jednak konsultorom Świętego Oficjum. Zaleca wszakże, by nie przenosić o. Pio z San Giovanni Rotondo, ale by „domagać się poprawy zachowania kobiet” i zmniejszyć częstotliwość odwiedzania przez nie kościoła.
Konsultorzy szybko uznają życie o. Pio za właściwe. Jednak część z nich chce, by kapucyna przenieść do innego klasztoru. Chcąc uspokoić sytuację, „by opadły emocje”, wydają szereg zaleceń, aby o. Pio unikał publicznych wyjść, nie pokazywał stygmatów i zaprzestał prowadzenia korespondencji.
Czemu jednak po roku Watykan całkowicie odsuwa o. Pio od czynności kapłańskich? Z obserwacji kolejnych wysłanników wynika bowiem, że zakonnik nie dostosowuje się do zaleceń Świętego Oficjum. Jak to możliwe, skoro o. Pio kocha Kościół, a posłuszeństwo ceni wysoko?
Z odtajnionej teraz relacji promotora sprawiedliwości, który zajmował się sprawą o. Pio, wynika, że kapucyn nic nie wiedział o dyspozycjach Watykanu! Przełożony kapucynów zataił bowiem przed nim oświadczenie Świętego Oficjum.
Papież nie karci o. Pio. Wzywa prowincjała kapucynów do Rzymu. Święte Oficjum udziela mu „poważnego upomnienia za niewykonanie jego poleceń”.
Nie potępili go
W 1923 roku „L’Osservatore Romano” publikuje oświadczenie Świętego Oficjum o braku nadprzyrodzonego charakteru stygmatów kapucyna. Dziś istnienie tego dokumentu jest komentowane jako oficjalne odrzucenie o. Pio. Francesco Castelli uważa jednak, że tę deklarację źle się interpretuje. Kongregacja stwierdzając non constat, „co oznacza jedynie, że my tego teraz nie stwierdziliśmy” – tłumaczył jeden z kardynałów – wolała zachować ostrożność i czekać. Święte Oficjum nie potępiło o. Pio. Watykan nigdy nie napisał też o nim nic negatywnego. Trzeba pamiętać, że sytuacja, w jakiej znalazł się Kościół w czasach kapucyna, była delikatna. Według badań, w samym tylko XX wieku na świecie żyły 93 osoby podające się za stygmatyków. Wśród nich pojawiali się oszuści i psychicznie chorzy. Kościół musiał być roztropny, by dobrze rozeznać te przypadki.
Źródło: http://gloria.tv/?media=626970
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz