W związku z zainteresowaniem jakie wywołał wczorajszy wpis o o. Pro, zamieszczam kolejny felieton. Myślę, że jest on na tyle ciekawy, iż ukazuje Kościół i jego historię w sposób obiektywny. Jest też odpowiedzią skierowaną wobec oskarżycieli Kościoła. Ku przemyśleniu ...
Jesteśmy bombardowani oskarżeniami o wiele zła, jakiego rzekomo dopuścił się Kościół w historii. Kościół, głoszą oskarżyciele, prześladował wszystkich, którzy myśleli inaczej, czy to w sprawach wiary, czy nauki, czy tę po prostu sprzeciwiali się nieustannemu dążeniu Kościoła do bogacenia się. I choć trzeba przyznać, że w tych oskarżeniach jest ziarnko prawdy, zaznaczając równocześnie, że to nie Kościół, ale ludzie wypaczający nauczanie Kościoła i używający Kościoła jako pretekstu czasem rzeczywiście wyrządzali krzywdę innym, to nie można także zapomnieć, że to Kościół i katolicy są najliczniejszą grupą ludzi w historii, którzy byli prześladowani i oddawali za swe poglądy życie.
Zapominamy, że za sam fakt bycia katolikiem, szczególnie zaś księdzem, czy osobą konsekrowaną, traciło się głowę i to nie tylko w Cesarstwie Rzymskim w pierwszych wiekach, czy w Anglii i innych krajach w czasie reformacji, ale także w czasie Oświecenia i Rewolucji Francuskiej, z której tak dumna jest teraz Zjednoczona Europa, a która jest chyba najczarniejszym okresem Europy i ze światłością nie ma nic wspólnego. Nie wspominając już o Napoleonie, polskim bohaterze, który nawet zawędrował do słów polskiego Hymnu Narodowego, a który także prześladował w niezwykle brutalny sposób Kościół Katolicki, łącznie ze zdobyciem Watykanu, uprowadzeniem papieża i uwięzieniem go.
Także w Ameryce bywało wcale nie lepiej. Kościół Katolicki, poza Marylandem, kolonią założoną przez katolika, był przez wiele lat prześladowany w „tolerancyjnej” Ameryce, katolicy nie mieli żadnych praw, nie mogli otrzymać żadnej lepszej pracy i większość wyższych szkół była zamknięta przed nimi. Prawa i zwyczaje różniły się pomiędzy poszczególnymi koloniami – stanami, ale w wielu, szczególnie w Nowej Anglii, przez wiele lat katolicy nie mieli nawet prawa osiedlania się. Jednak, poza wypadkami samosądów, nie tracili życia.
Gorzej było w Meksyku. Socjalistyczno-liberalno-anarchistyczno-populistyczno-wolnomularska rewolucja zdelegalizowała całkowicie Kościół Katolicki. Za praktykowanie swej wiary szło się przed pluton egzekucyjny.
Migiel Pro musiał uciekać z Meksyku przed prześladowaniami i swoje święcenia uzyskał w Belgii. Powrócił jednak do ojczyzny z powodu pogarszającego się stanu zdrowia. W ukryciu prowadził swą duszpasterską działalność. Fałszywie oskarżony o próbę zorganizowania zamachu na prezydenta w czasie rozprawy, która była kpiną ze sprawiedliwości, został skazany na śmierć przez rozstrzelanie. Jego ostatnim życzeniem była prośba o chwilę modlitwy. Odmówił założenia opaski na oczy i z rękami rozłożonymi jak ręce Jezusa na Krzyżu i z okrzykiem „Viva Cristo Rey!” na ustach, „Niech Żyje Chrystus Król!” padł pod strzałami plutonu egzekucyjnego. Przeżył rozstrzelanie i natychmiast został dobity.
Rząd meksykański zaczął używać zdjęć z egzekucji w celach propagandowych, by zastraszyć ludzi, ale przynosiło to skutek przeciwny do zamierzonego. Migiel Pro szybko stał się bohaterem narodowym i do dziś wszyscy w Meksyku go znają, kochają i pamiętają jego ostatnie słowa: „Niech żyje Chrystus Król”. 25. września 1988 roku Jan Paweł Wielki ogłosił Miguela Pro błogosławionym.
Zapominamy, że za sam fakt bycia katolikiem, szczególnie zaś księdzem, czy osobą konsekrowaną, traciło się głowę i to nie tylko w Cesarstwie Rzymskim w pierwszych wiekach, czy w Anglii i innych krajach w czasie reformacji, ale także w czasie Oświecenia i Rewolucji Francuskiej, z której tak dumna jest teraz Zjednoczona Europa, a która jest chyba najczarniejszym okresem Europy i ze światłością nie ma nic wspólnego. Nie wspominając już o Napoleonie, polskim bohaterze, który nawet zawędrował do słów polskiego Hymnu Narodowego, a który także prześladował w niezwykle brutalny sposób Kościół Katolicki, łącznie ze zdobyciem Watykanu, uprowadzeniem papieża i uwięzieniem go.
Także w Ameryce bywało wcale nie lepiej. Kościół Katolicki, poza Marylandem, kolonią założoną przez katolika, był przez wiele lat prześladowany w „tolerancyjnej” Ameryce, katolicy nie mieli żadnych praw, nie mogli otrzymać żadnej lepszej pracy i większość wyższych szkół była zamknięta przed nimi. Prawa i zwyczaje różniły się pomiędzy poszczególnymi koloniami – stanami, ale w wielu, szczególnie w Nowej Anglii, przez wiele lat katolicy nie mieli nawet prawa osiedlania się. Jednak, poza wypadkami samosądów, nie tracili życia.
Gorzej było w Meksyku. Socjalistyczno-liberalno-anarchistyczno-populistyczno-wolnomularska rewolucja zdelegalizowała całkowicie Kościół Katolicki. Za praktykowanie swej wiary szło się przed pluton egzekucyjny.
Migiel Pro musiał uciekać z Meksyku przed prześladowaniami i swoje święcenia uzyskał w Belgii. Powrócił jednak do ojczyzny z powodu pogarszającego się stanu zdrowia. W ukryciu prowadził swą duszpasterską działalność. Fałszywie oskarżony o próbę zorganizowania zamachu na prezydenta w czasie rozprawy, która była kpiną ze sprawiedliwości, został skazany na śmierć przez rozstrzelanie. Jego ostatnim życzeniem była prośba o chwilę modlitwy. Odmówił założenia opaski na oczy i z rękami rozłożonymi jak ręce Jezusa na Krzyżu i z okrzykiem „Viva Cristo Rey!” na ustach, „Niech Żyje Chrystus Król!” padł pod strzałami plutonu egzekucyjnego. Przeżył rozstrzelanie i natychmiast został dobity.
Rząd meksykański zaczął używać zdjęć z egzekucji w celach propagandowych, by zastraszyć ludzi, ale przynosiło to skutek przeciwny do zamierzonego. Migiel Pro szybko stał się bohaterem narodowym i do dziś wszyscy w Meksyku go znają, kochają i pamiętają jego ostatnie słowa: „Niech żyje Chrystus Król”. 25. września 1988 roku Jan Paweł Wielki ogłosił Miguela Pro błogosławionym.
Źródło: http://www.polonus.alleluja.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz