Nauczycielka szkoły powszechnej była zagorzałą ateistką. Całe jej nauczanie zmierzało do tego, aby odebrać dzieciom wiarę w Boga. Dzieci nie śmiały się bronić. A jednak ich rodziny były wierzące i głęboko przywiązane do praktyk religijnych. Ojciec Norbert, proboszcz parafii, zbierał dziatwę w kościele, na lekcje katechizmu. Nauczanie religii napotykało na wielkie trudności, a jednak dzieci wynosiły z tej nauki wiele i uczęszczały do sakramentów św.
Panna Gertruda, miała jakiś tajemniczy sposób wykrywania dzieci, które przyjmowały Komunię św. i po prostu szalała. A chyba nikt nie mógł donosić, bo cała parafia i dzieci były zżyte.
W klasie IV a była dziewczynka 10-letnia imieniem Anielka, bardzo inteligentna, sumienna. Miała złote serduszko i każdemu spieszyła z pomocą. Była lubiana przez wszystkich.
- Pewnego dnia – opowiada o. Norbert – prosiła mnie o pozwolenie, aby mogła codziennie komunikować.
- Czy wiesz na co się narażasz? zapytałem.
- Księże proboszczu, ona mnie nie pochwyci na żadnym zaniedbaniu się. Gdy przyjmuję Komunię św. jestem silniejsza – powiedziała uśmiechnięta. Pozwoliłem. Od tej chwili IV a stała się jakby przedpiekłem. Nauczycielka uwzięła się na nią i obsypała wyzwiskami. Dziecko znosiło je po bohatersku, lecz mizerniało i bladło.
- Anielko, czy to nie za ciężko? – pytam.
- O nie. Jezus więcej wycierpiał.
Byłem zachwycony postawą dziecka. Nie mogąc przyłapać jej na zaniedbaniu, nauczycielka postanowiła osłabić wiarę dziecka. Wobec masy argumentów, które przeciw Bogu wytaczała, Anielka często nie umiała znaleźć odpowiedzi i stała milcząca tłumiąc łkanie. Wiara jej była niewzruszona.
Pozornie nauczycielka triumfowała. Milczenie Anielki wyprowadzało ją z równowagi. Pozostawała więc tylko modlitwa. Rzecz stała się głośna w całym miasteczku i okolicy. Dla wszystkich było jasne, że w tej wątłej dziewczynce nauczycielka atakowała wspólne dobro – skarb wiary. Nawet rodzice dodawali jej otuchy. Wszyscy ją podziwiali.
Na kilka dni przed Bożym Narodzeniem, 17 grudnia p. Gertruda wymyśliła okropną zabawę, która w jej mniemaniu miała złamać dziecko.
- Co robisz, gdy rodzice cię wołają?
- Przychodzę.
- Doskonale.
- A co się dzieje, gdy rodzice wołają kominiarza?
- Kominiarz przychodzi.
Serduszko jej biło mocno wyczuwając podstęp.
P. Gertruda pyta dalej:
- Dobrze, kominiarz przychodzi, ponieważ jest, ponieważ istnieje. Ty również przychodzisz na wezwanie, ponieważ istniejesz. Ale wyobraź sobie, że rodzice wołają babunię, która umarła, Czy przyjdzie?
- Myślę, że nie.
- Brawo. A jeżeli zawołają Czerwonego Kapturka czy wróżkę leśną – co się wtedy stanie?
- Nikt nie przyjdzie, bo to bajki.
- Doskonale – triumfowała nauczycielka. Bardzo mądrze odpowiadasz. Widzicie, że osoby istniejące, przychodzą na wezwanie, nieżyjące – nie przychodzą.
- Tak – odpowiedziały dzieci chórem.
- Małe doświadczenie. Anielko wyjdź z klasy. Dziewczynka usłuchała. A teraz dzieci zawołamy ją.
- Anielko, krzyknęło zgodnie 30 dzieciaków, myśląc, że to jakaś zabawa. Anielka weszła.
- A więc gdy wołacie kogoś kto istnieje – przychodzi. Nie przychodzi ten, kto nie istnieje. Wyobraźcie sobie teraz, że wołacie Dzieciątko Jezus. Czy są między wami takie, które wierzą w Dzieciątko Jezus?
Cisza, a potem kilka nieśmiałych głosów: Tak, tak.
Nauczycielka teraz zwraca się do Anielki:
- A ty czy wierzysz, że Dzieciątko Jezus usłyszy gdy je zawołasz?
Anielka wykryła teraz podstęp i odczuła ulgę.
- Tak wierzę, że usłyszy – odpowiada z nagłą mocą.
- Doskonale. Ale spróbujmy. Zawołajcie więc wszystkie razem głośno: Przyjdź Dziecię Jezus. Raz, dwa, trzy – wołajcie.
Dziewczynki spuściły oczy.
W głębokiej ciszy rozległ się szatański śmiech.
- Oto, o czym chciałam was przekonać. Nie odważycie się wołać, bo wiecie dobrze, że nie przyjdzie to wasze Dzieciątko Jezus. A ponieważ was nie usłyszy – nie istnieje, jak Czerwony Kapturek i inne postacie z bajek. Jest tylko bajką, którą nianie opowiadają dzieciom przy kominku, ale nikt nie bierze tych opowiadań poważnie, bo nie są prawdą.
Speszone dzieci milczały przytłoczone pozornie oczywistością wypowiedzianych przez nauczycielkę słów. Może nawet w małych dziecięcych serduszkach obudziła się wątpliwość …
- Rzeczywiście, jeżeli istnieje dlaczego Go nie widzimy?
Anielka stała w ławce śmiertelnie blada.
Nauczycielka rozkoszowała się mieszaniem dzieci. Nareszcie zwyciężyła tę niegodziwą dziewczynkę.
Nagle, stało się coś nieoczekiwanego.
Anielka wyskoczyła na środek klasy, i z oczyma pełnymi blasku krzyknęła: Dobrze, zawołajmy! Słyszycie mnie?
Wszystkie wołały razem: Przyjdź Dziecię Jezus.
W mgnieniu oka, cała klasa znalazła się na nogach. Ręce złożone, wzrok palący, serca ściśnięte ogromnym pragnieniem i krzyk: Przyjdź Dziecię Jezus.
Nauczycielka nie spodziewała się czegoś podobnego. Bezwiednie cofnęła się i utkwiła oczy w Anielkę. Chwila głębokiej ciszy i znów wdzięczny dziecięcy głos: Jeszcze raz …
Był krzyk, który skały kruszył – powiedziała potem jedna z dziewczynek.
I wówczas stało się …
Dzieci nie patrzyły na drzwi, ale na przeciwległą ścianę, na której bieliła się twarzyczka Anielki. Ale oto, bezszelestnie otworzyły się drzwi i dzieciom wydawało się, że całe światło w nich się skupiło … światło to roslo, potężniało … aż przybrało postać ognistekj kuli. Wtedy ogarnęło je przerażenie, ale tylko przez chwilke tak, że nawet nie zdążyły krzyknąć.
Sala się rozwarła i we wnętrzu jej ukazało się Dzieciątko tak zachwycające, że dzieci oniemiały z wrażenia. Dzieciątko uśmiechało się do nich i choć nie mówiło ani słowa, sama obecność zdawała się czymś przesłodkim. Lęk i zdumienie zniknęły i dzieci odczuwały tylko jakieś przeogromne szczęście.
Trwało to chwilkę! Kwadrans? Godzinę? Tu świadectwa dzieci są różne, ale wszystkie jednogłośnie potwierdziły fakt. Opowiadają nawet zgodnie takie szczegóły jak: że Dziecię było biało ubrane i robiło wrażenie słońca. Bił od Niego taki blask, że światło dnia w porównaniu z nim wydawało się ciemnością.
Kilka dziewczynek doznało jakby porażenia oczu, inne patrzyły swobodnie z najwyższym zachwytem. Dzieciątko nie powiedziało nic, uśmiechało się tylko słodko, aż zniknęło w świetlistej kuli, która również zaczęła powoli wtapiać się w mrok. Drzwi się same cichutko zamknęły, a zachwycone dziewczynki, z serduszkami przepełnionymi radością, nie mogły przez chwilę powiedzieć ani słowa.
Nagle okropny krzyk rozdarł powietrze. Jak oszalała, z oczyma, które wyszły z orbit, nauczycielka wołała dzikim głosem: Przyszedł, przyszedł … gwałtonie rzuciła się do drzwi zamykając je z trzaskiem.
Anielka, jakby się obudziła ze snu. Widzicie, więc On jest. A teraz podziękujmy, że nas wysłuchał.
I wszyscy uklękli, mówiąc żarliwie: Ojcze nasz … Zdrowaś Maryjo … i Chwała Ojcu.
Rozległ się dzwonek na koniec lekcji i dziewczynki wybiegły na pauzę.
Rzecz oczywiście stała się głośna. Pytane jedne po drugich, dziewczęta dawały zgodne, identyczne odpowiedzi. W ich zeznaniach nie było najmniejszej rozbieżności. Dziwił również fakt, że zdarzenie całe nie wydawało się im czymś nadzwyczajnym.
- Ponieważ byłyśmy zaskoczone, Dzieciątko Jezus musiało przyjść, aby nas ratować – tłumaczyła jedna z dziewczynek.
A nauczycielka? Co się z nią stało? Musiano umieścić ją w sanatorium, gdzie przez czas pewien powtarzała bez przerwy: Przyszedł, przyszedł …
Źródło:wigilia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz