ŚWIADECTWO UWOLNIENIA 17 LETNIEJ DZIEWCZYNY
Wszystko co zostanie napisane poniżej, oddaję w hołdzie naszej ukochanej Matce, Maryi, która 4 września 2011 r. w jednej z parafii w centralnej Polsce, uczyniła wielki cud uwolnienia 17 letniej Dziewczyny, która była zniewolona przez 6 „duchów świata”.
Jestem księdzem egzorcystą w jednej z polskich diecezji. Przybyłem do w/w parafii, by przez całą niedzielę głosić Słowo Boże. Dzień kończyliśmy Mszą Świętą o 18.00, a bezpośrednio po Eucharystii modliliśmy się na Adoracji prosząc Pana, by uzdrawiał i uwalniał tych, którzy cierpią. Prosiliśmy także, by głoszone Słowo było potwierdzone przez Pana Jego znakami.
Na nabożeństwie zgromadzona była bardzo duża liczba wiernych, którzy z ogromną wiarą trwali na modlitwie za całą parafię, aż do godziny 21.00. Po zakończeniu Adoracji, podeszła do mnie młoda Dziewczyna, która uczestniczyła w Eucharystii i Adoracji wraz ze swoją mamą. Poprosiła o modlitwę indywidualną, gdyż jak mi powiedziała, jest osobą zniewoloną i od 4 lat trwają nad nią egzorcyzmy. Ostatnio jednak Jej stan się pogorszył, gdyż z powodu różnych przeszkód, nie mogła dotrzeć do egzorcysty. Powiedziała też, że ma stałego kierownika duchowego, który wyraża zgodę na modlitwę.
Po krótkiej rozmowie i rozeznaniu problemu, przystąpiliśmy do modlitwy wstawienniczej w zakrystii kościoła. Obecny był także Diakon. Po kilku minutach, byliśmy świadkami dużych manifestacji złego oraz świadkami wielkiej siły fizycznej, którą Dziewczyna dysponowała pomimo bardzo wątłej budowy ciała. Cały czas prowadziliśmy modlitwę błagalną, gdyż diecezja w której się znajdowaliśmy, nie była moją, stąd nie mogłem użyć powierzonej mi władzy egzorcyzmowania. W pewnym momencie, modląc się, wypowiedziałem słowa: „Matko Najświętsza, musimy zawołać do pomocy księdza Proboszcza, gdyż On tu jest ojcem dla Twoich dzieci z tej parafii”. Na to demony zaczęły krzyczeć: „Nie! Tylko Go nie wołaj! Daj nam spokój, zostaw nas!” Poprosiłem więc Diakona, by jak najszybciej znalazł ks. Proboszcza i przyprowadził do nas. Poprosiłem, by przyniósł także oliwę z oliwek i sól, byśmy mogli je pobłogosławić i użyć do modlitwy. Podczas nieobecności Diakona, przerwałem modlitwę, by dać odpocząć naszej cierpiącej. Po kilku minutach udało nam się odnowić przyrzeczenia chrzcielne.
Po kilkunastu minutach wrócił Diakon, a z Nim ks. Proboszcz. Rozpoczęliśmy modlitwę na nowo. By jeszcze upewnić się co do stanu Dziewczyny, modliłem się w języku włoskim, na co duchy odpowiadały perfekcyjnie rozumiejąc wypowiadane słowa. Nasza Siostra na pewno nie znała włoskiego. Było więc to dla nas kolejnym potwierdzeniem Jej zniewolenia. Od tej pory modlitwa była nieustannym dialogiem z Matką Bożą. Duch Boży bardzo nas prowadził przez kolejne minuty i godziny. To było niesamowite, jak Pan „podpowiadał” nam, co mamy robić i jak się modlić, by przyjść z pomocą cierpiącej Dziewczynie. W pewnym momencie odczułem w sercu, że mamy poprosić Matkę Bożą, by zmusiła demony do wyjawienia ich liczby. Zaznaczę, że cały czas była to modlitwa o uwolnienie, modlitwa błagalna. Po chwili usłyszeliśmy odpowiedź: „Jest nas dwóch”. Bóg dał nam jednak poznać, że to kłamstwo, i takie mocne światło, że duchów jest sześć i że nie są to szatani, ale duchy świata, oraz pomniejsze demony na usługach szatanów. Zaczęliśmy więc modlitwę za zmarłych przodków tej Dziewczyny i wtedy demony bardzo się zaczęły wściekać. Poprosiliśmy też, by poprzez obmycie głowy i twarzy Dziewczyny wodą święconą, została Ona sama i całe pokolenia obmyte wodami Jordanu. Reakcja była potężna i duchy wyły z bólu i błagały byśmy je zostawili w spokoju. Wtedy skierowałem prośbę do Matki Najświętszej, by Ona sama rozkazała im, by wyszły z Dziewczyny. Zaczęły ponownie prosić, by zostawić je w spokoju. Po chwili usłyszeliśmy pytanie: „Gdzie mamy iść?”. Wtedy dotarło do nas, że Bóg chce zupełnego uwolnienia tej naszej biednej Siostry. Od tego momentu z jakąś wielką wiarą zaczęliśmy się modlić ufając, że tej nocy możliwe jest zwycięstwo. Ponownie skierowaliśmy do Matki Bożej prośbę, by duchy ujawniły swoją liczbę i imiona. Usłyszeliśmy potwierdzenie, że jest ich sześć i że dwóch chce już wyjść, gdyż nie może znieść modlitwy. Poprosiłem Matkę Bożą, by nakazała im wyjawienia imion oraz natychmiastowe opuszczenie ciała Dziewczyny. Pierwszy zdradził się „duch pożądliwości”. Pan Jezus dał nam też światło, że ten duch znajduje się w skroniach. Po nałożeniu dłoni na skronie, nastąpiły wielkie manifestacje, a Dziewczyna dysponowała na nowo ogromną siłą. Chciałem natrzeć Jej skronie olejem egzorcyzmowanym, co się nie udało, gdyż wytrąciła mi naczynie z ręki. Wypowiedziałem więc błagalną formułę związania: „Panie Jezu Chryste, mocą Twojego Kapłaństwa, mocą Krzyża i mocą Krwi Twojej, oddając się w opiekę Najświętszej Maryi Panny pokornie Cię proszę, byś Ty sam związał ducha pożądliwości i wyrzucił go z tego Twojego Stworzenia. Strąć go Panie na dno piekła. Miejsce uwolnione pieczętuję Twoją Krwią w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.” Poprosiliśmy też Matkę Bożą, by duch ten na znak wyjścia wyrecytował całe „Zdrowaś Mario”. Po chwili usłyszeliśmy wielki krzyk oraz recytowane w bólach i jękach „Pozdrowienie Anielskie”. Gdy padły ostatnie słowa z modlitwy Maryjnej, duch opuścił Dziewczynę. Wielka radość zapanowała wśród nas i jakieś Boże przekonanie, że rzeczywiście Pan chce dzisiaj na naszych oczach, uwolnić tę Dziewczynę, a tym samym potwierdzić głoszenie Słowa znakami.
Kontynuowaliśmy naszą modlitwę w ten sam sposób, „rozmawiając” tylko i wyłącznie z Matką Bożą. Bóg dał kolejne światło w serce, że następnym jest „duch niemy” i że jest przywódcą całej grupy. Gdy on odejdzie, pozostałe już nie wytrzymają same. Prosiliśmy więc Matkę Bożą, by ten wyjawił swoje imię. Niestety milczał. Wziąłem więc sól egzorcyzmowaną i skierowałem do Boga taką modlitwę: „Boże w Trójcy jedyny, mocą modlitwy wypowiedzianej nad tą solą, wypal usta duchowi niememu, by wyjawił swoje imię i byś Ty mógł go wyrzucić, przez Chrystusa Pana naszego. Amen.” Po nałożeniu soli na usta Dziewczyny i uczynieniu znaku krzyża „duch niemy” zaczął krzyczeć przeraźliwie i wykrzyczał swoje imię: „beliar”. Powtórzyłem formę błagalną związania oraz skierowałem do Matki Bożej tę samą prośbę, by na znak wyjścia, wyrecytował „Zdrowaś Mario”. Tak też się stało. W wielkich mękach recytował „Zdrowaś Mario” oraz rzucał bardzo naszą Siostrą. Po chwili dokończył modlitwę i wyszedł z Dziewczyny. Zostały jeszcze cztery.
Narastało w nas zmęczenie fizyczne, gdyż mieliśmy problem z utrzymaniem Dziewczyny. Trwaliśmy jednak w walce o naszą Siostrę, gdyż widzieliśmy jak wielkie rzeczy czyni Matka Boża tej nocy. Zaczęliśmy wzywać Świętych: Ojca Pio, Matkę Teresę, Ojca Dehona i in. Za każdym razem demony krzyczały by ich nie wołać. Kolejny raz poprosiłem Maryję, by nakazała kolejnemu wyjawienie imienia i wyjście z Dziewczyny. Usłyszeliśmy: „Jestem Lucyferem”. Zwróciłem się więc do Matki Najświętszej: „Maryjo, przecież nie ma tu szatana. Nie może więc to być Lucyfer. Są jedynie jego wysłannicy. Rozkaż proszę, by wyjawiły swe imiona.” Po chwili usłyszeliśmy: „zewil”. Po formule związania, sytuacja się powtórzyła, wyrecytował modlitwę i opuścił Dziewczynę. W ten sam sposób modliliśmy się dalej. Do naszych uszu dobiegło kolejne imię: „Jestem aszan”. Także i ten duch, po błagalnej formule związania, opuścił naszą Siostrę recytując „Zdrowaś Mario”.
W tym momencie, pomimo naszych błagań, o dar wolności dla Dziewczyny, nasza modlitwa wydawała się słabnąć, a duchy choć ich było już połowę mniej, poniewierały tym Bożym Dzieckiem bardzo mocno. I wtedy, wszyscy trzej przytuliliśmy Dziewczynę i skierowaliśmy do naszej Matki następujące słowa: „Maryjo, rozkaż im, by wyszły z tej naszej Siostry, gdyż przecież te uściski kapłanów są gorsze dla duchów od ognia piekielnego.” Wtedy demony zaczęły krzyczeć, że rzeczywiście nie mogą wytrzymać uścisku naszych rąk. Poprosiliśmy Matkę Bożą, by nakazała kolejnemu wyjawienie imienia oraz opuszczenie dziewczyny. I wtedy Duch Święty podpowiedział nam, że duch ten jest umiejscowiony w oczach Dziewczyny. Położyliśmy więc stułę na Jej oczach, prosząc Pana, by poprzez ten znak kapłaństwa, który On nam dał, została uwolniona ta Dziewczyna. Duch bardzo się rzucał i krzyczał, odgrażając się, że nawet jeśli wyjdzie to i tak wróci z powrotem. Błagaliśmy Matkę Najświętszą, by rozkazała mu wyjawienie imienia i odejście z recytacją „Zdrowaś Mario”. Po chwili usłyszeliśmy: „Jestem libal”. Następnie z wielkimi trudnościami recytował modlitwę Maryjną, przerywając wiele razy i zaczynając jakby pod czyimś rozkazem, zawsze na nowo od miejsc, gdzie przerwał, aż do zakończenia. Po kilku minutach, w naszej Siostrze, pozostawał już tylko jeden demon.
Nasze serca biły co raz mocniej na myśl, że już tak blisko jest cud zupełnego wyzwolenia. Długo jednak trwało, za nim ostatni duch się ujawnił. Chciał nas oszukać, wprowadzając przekonanie, że nasza Siostra jest już wolna. Wierzyliśmy jednak w to poznanie z początku modlitwy, iż duchów jest sześć. Brakowało więc jednego. Zaczęliśmy prosić Matkę Bożą o światło i podpowiedź jak się mamy modlić. W pewnym momencie, Pan Jezus dał nam poznać, że duch ukrywa się w szyi. Pan pokazał nam też, że ten duch dusi Dziewczynę nocami. Wziąłem więc z szuflady Maryjną stułę i obwiązałem nią szyję dziewczyny, wypowiadając następującą modlitwę: „Niech ta Maryjna stuła, będzie dla nas wielkim znakiem obecności Pana pośród nas i uwolnienia szyi naszej Siostry.” W tym momencie, zły się ujawnił i zaczął rzucać Dziewczyną. Do tego stopnia, że Diakon i ks. Proboszcz nie mogli Jej utrzymać. Błagaliśmy więc Matkę Bożą, by duch ujawnił swoje imię. Po kilku minutach modlitwy usłyszeliśmy: „Jestem kirych”. Wypowiedziałem więc modlitwę związania, po której duch z wielkim trudem recytując „Zdrowaś Mario”, wyszedł z naszej biednej Siostry. Zapanowała wielka cisza i pokój. Wszyscy byliśmy bardzo wzruszeni. Była godzina 23.30 kiedy Maryja wyrzuciła ostatniego demona.
Pan uczynił wielki znak, potwierdzając to, że On jest prawdziwie Bogiem Żywym! Pomodliliśmy się nad naszą Siostrą o napełnienie uwolnionych miejsc Duchem Świętym oraz prosiliśmy Jezusa, by Swą Krwią Najdroższą opieczętował odzyskane miejsca i zamkną wszelkie „furtki” przed ponownym wejściem demonów. Nasza Siostra była spokojna. Na Jej twarzy pojawił się uśmiech. Poprosiliśmy też Pana Jezusa, by na znak zupełnego uwolnienia, nasza Siostra z miłością ucałowała Jego Krzyż święty. Dziewczyna wzięła mój krzyż św. Benedykta i ucałowała. Na drugi dzień rano, przyszła na Eucharystię i podeszła do ks. Proboszcza, prosząc o błogosławieństwo. Jest wolna. Pan ulitował się nad swoim biednym dzieckiem.
Niech będzie chwała Trójcy Świętej oraz Matce Najświętszej, za to wszystko. Dziękujemy Świętym i Aniołom oraz całemu Niebu, które nas wspierało w walce. Prosimy Pana za wszystkimi, którzy cierpią. Amen.
ŚWIADKOWIE UWOLNIENIA:
Ks. Proboszcz
Ks. Diakon
Ks. Egzorcysta
Kasia
MOJE UWOLNIENIE
Na początku chcę zaznaczyć, że jestem dzieckiem adoptowanym, w nowej rodzinie, ponieważ moja biologiczna matka nie zajmowała się mną i z tego co się dowiedziałam, była alkoholiczką. Miałam bardzo wiele żalu o to do niej i wielki problem z przebaczeniem... Moja obecna mama, która mnie wychowuje, jest bardzo wierząca. Od kiedy pamiętam zawsze prowadzała mnie do kościoła. Sama jest bardzo zaangażowana religijnie.
A ja z czasem przestawałam to lubić. Coś się we mnie buntowało i zaczynała mnie drażnić cała ta pobożność. Zamiast do kościoła wolałam iść z moimi kumplami, albo w pojedynkę gdzieś na papierosa. Żeby tylko nie do kościoła. Tak się zaczęły pierwsze uniki przed Eucharystią. Zaczęła mi się podobać ciężka metalowa muzyka i zespoły, które ją grały. Podobał mi się styl życia, w którym, jak się okazało, coraz mniej było Boga. Zaprzyjaźniłam się z ludźmi, którzy oddawali cześć szatanowi i nawet brałam udział w tak zwanych „czarnych mszach”. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Pojawiły się problemy z czystością, samoakceptacją, a potem czarne myśli ocierające się o to, żeby odebrać sobie życie i wszelkie inne pokusy, które nawet trudno wymieniać. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam próbować z narkotyków. W ogóle, to nie zdawałam sobie sprawy, w co się pakuję. Trwałam w nałogach, w grzechach ciężkich. Niby chodziłam do kościoła, na religię w szkole, ale to wszystko było tylko po to, aby mieć względny święty spokój, aby mama mi nie dokuczała, że nie kocham Boga. Ale we mnie spokoju już nie było. Był raczej ciągły niepokój. Budziłam się po nocach dręczona koszmarami, czułam, jakby mnie ktoś dusił. Często budziłam się o 3.00 w nocy - bardzo charakterystyczna godzina, ponieważ Pan Jezus umarł na krzyżu o 15.00 a szatan jakby przedrzeźniając tę godzinę miłosierdzia budzi swoich wyznawców o tej godzinie w nocy. Często też widziałam postać, która mi mówiła, że tylko do niej należę oraz że nie ma Boga. To wszystko stawało się coraz trudniejsze do zniesienia. Czułam się ogromnie zmęczona. Zaczęłam szukać jakiejś ulgi dla mojego stanu. Mama widziała, że ze mną coś się dzieje niedobrego, ale tak naprawdę nie wiedziała co. Któregoś dnia zdecydowała, że udamy się po pomoc, do ks. egzorcysty. No i zaczęło się: jeżdżenie, modlitwy i „inne cuda”. U jednego u drugiego, trzeciego… Ale to nic nie pomagało, ponieważ tak naprawdę to ja nie chciałam się wyrzec tego, co dotąd było moim życiem. Nie chciało mi nawet przejść przez gardło wyznanie że: "Tak Panie, chcę należeć tylko do Ciebie". Często natomiast miałam myśli, że należę do szatana, że jemu się oddaję. Bałam się też, że jak pozwolę Panu Jezusowi wejść w moje życie, to szatan się zemści na mnie w jakiś sposób. Bardzo się męczyłam najrozmaitszymi myślami…
Aż wreszcie dwa lata temu poznałam księdza, który postanowił mi pomóc. Często wspierał mnie na duchu. Na samym początku było mi bardzo ciężko dostosować się do poleceń, żeby walczyć, żeby być nieustannie w łasce uświęcającej, żeby być jak najczęściej na mszy św., żeby się modlić. To był dla mnie jakiś koszmar, no i często odnosiłam porażki.
Przełomowy dla mnie był moment, kiedy zdecydowałam się zniszczyć wszystkie przedmioty – między innymi płyty i kasety z muzyką satanistyczną, filmy, jakieś talizmany, książki o magii i mnóstwo innych rzeczy - które wiązały mnie ze złem. Wydawało mi się kiedyś, że nigdy nie będę mogła się z tym rozstać. Zatajałam również fakt ich posiadania przed egzorcystami. Ksiądz, który zaczął mną kierować, uparcie dążył żebym się tego wyzbyła na zawsze. Wreszcie któregoś dnia pojechaliśmy spalić te przedmioty, które nie pozwalały mi na zbliżenie się do Pana Boga. A ja zaczęłam dojrzewać duchowo do tego, aby też wreszcie wyzwolić się spod wpływu złego.
Mniej więcej na początku tego roku ksiądz postanowił modlić się nade mną z kilkoma osobami z parafii. Na początku jakoś to szło, modliłam się z nimi, ale było mi jakby coraz trudniej. Były momenty, że kompletnie się poddawałam i zaczynałam wszystko jakby od początku… Wiele razy mówiłam, że to bez sensu, że nigdy nie wygram ze złym… Podczas mojego zniewolenia grałam wielokrotnie w zespole muzycznym w parafii. Niekiedy było mi ogromnie ciężko grać na chwałę Pana. Służyłam także w Liturgicznej Służbie Ołtarza. Oczywiście dodawało mi to wiele sił, ale szatanowi bardzo się to nie podobało.
Byłam także w tym roku na pielgrzymce, gdzie kosztowało mnie to również wiele walki, ale z całych sił szłam w intencji o moje uwolnienie, którego coraz bardziej pragnęłam. Najciężej było na Jasnej Górze, a szczególnie przed Obliczem Cudownego Obrazu Matki Bożej. Bardzo wiele mnie to kosztowało wewnętrznego zmagania i walki, ale też wierzyłam gorąco i pragnęłam, aby Maryja wyprosiła dla mnie tę łaskę.
I stało się. W pierwszą niedzielę września mama zabrała mnie do parafii Matki Kościoła, na spotkanie z ks. egzorcystą. Pojechałam tam motocyklem z myślą, że wrócę sobie wcześniej. Spodziewałam się raczej, że będzie to spotkanie, gdzie ksiądz będzie mówił o zagrożeniach, i skutkach zajmowania się jakimiś wróżbami, okultyzmem i tym, co może sprawić, że łatwo popaść w zniewolenie szatańskie. Okazało się jednak, że było to spotkanie modlitewne. Zaczęłam mieć wewnętrzne wątpliwości, czy powinnam wejść do kościoła. Po długich namysłach i wahaniach, oraz telefonie do osoby, która mnie często wspierała w mojej wewnętrznej walce, postanowiłam wejść. Kiedy już wreszcie byłam w kościele pozostawałam na samym końcu. Na adoracji nie mogłam uklęknąć. Przez cały ten czas walczyłam z myślami żeby może podejść do księdza po spotkaniu, żeby się nade mną pomodlił. W końcu z trudem, ale podeszłam. Najpierw chwilę rozmawialiśmy, żeby wyjaśnić moje zachowanie i mój problem. Potem poprosił diakona, aby z nami się modlił. W trakcie modlitwy zawołano również ks. proboszcza. Modlitwa trwała od ok 21.00 do ok 23.30. Nie wiele z niej pamiętam i tylko kapłani, którzy się nade mną modlili, mogą zaświadczyć co się działo. W tym czasie Pan Jezus ulitował się. Uwolnił mnie od 6 złych duchów. Ukazał jaki jest wielki, miłosierny i potężny.
Późno wróciłam do domu, ale przepełniała mnie wielka radość i pokój. To było zupełnie coś nowego. Nie pamiętam kiedy czułam się tak jak teraz. Każdego dnia modlę się i dziękuję za to, co się stało. Czuję się jak nowonarodzona. Będąc niemowlęciem nie otrzymałam miłości od moich rodzonych rodziców. Za to teraz otrzymuję dużo miłości ze strony bliskich, prawdziwych przyjaciół, których znalazłam w tej wspólnocie, ale przede wszystkim Pana Boga. Jezus jest obecny w moim sercu i już nigdy się Go nie wyrzeknę! Kocham Go i pragnę całym moim sercem!
Chwała Panu!
źródło: http://www.kaplani.com.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz