niedziela, 3 lutego 2013

CZY SYN CZŁOWIECZY ZNAJDZIE WIARĘ NA ZIEMI


CZY SYN CZŁOWIECZY ZNAJDZIE WIARĘ NA ZIEMI

Napisał ks. Andrzej Siemieniewski   
Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (por. Łk 18,8). Ciekawe, po co takie pytanie znalazło się w Ewangelii. Na pewno nie po to, żeby zasiać w nas niepokój: znajdzie tę wiarę, czy nie znajdzie? Może nic z misji Syna Bożego na ziemię nie wyjdzie… Nie − jeśli takie zdanie się znalazło: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”, to ma na pewno jeden cel: mobilizacja! Abyśmy troszczyli się o to, by Syn Człowieczy wiarę znalazł, gdy przyjdzie – żeby znalazł wiarę w nas i żeby znalazł wiarę w tych, którzy ją od nas przejmą.
Najpierw: wiarę w nas. Dzisiaj proponuję uważne wsłuchanie się we fragment Listu świętego Pawła Apostoła do Tymoteusza. Zobaczymy, jakie bogactwa z tego źródła wypłyną.
Pisał Apostoł do Tymoteusza tak: „trwaj w tym, czego się nauczyłeś, […] bo wiesz, od kogo się nauczyłeś” (2 Tm 3,14). Co to jest owa wiara, którą Syn Człowieczy ma znaleźć, kiedy przyjdzie? Wiara to najpierw jakaś treść nauki o Bogu: „wiesz, czego się nauczyłeś”. Wiara jest zawsze wiarą w coś: „Wierzący musi wierzyć – w co? – że Bóg jest i że wynagradza tych, którzy do Niego się zbliżają” (por. Hbr 11,6). Wierzyć trzeba w coś. Nie ma wiary nie wiadomo w co. Wiara Bogu, zakłada najpierw wiarę w Boga, który najpierw musi istnieć, żebym mógł Mu zawierzyć i Mu zaufać. Jest to też wiara w Jego plan zbawienia − „wynagradza tych, którzy się do Niego zbliżają” i wiara w Chrystusa.
Ale ta wiara, którą Jezus ma znaleźć, kiedy przyjdzie, to jest też przejęcie wiary od kogoś. Nie tylko przyjęcie wiary w coś, ale przejęcie wiary od kogoś. Dlatego wierzyć można tylko w Kościele: „Wiesz, od kogo się nauczyłeś”.
Gdzie istnieje wiara? Jedyne miejsce, gdzie wiara istnieje, to jest serce człowieka. To tu jest miejsce dla wiary. Dlatego, jeżeli ktoś chce wierzyć, to musi wiedzieć, od kogo się nauczył: „trwaj w tym, czego się nauczyłeś, bo wiesz, od kogo się nauczyłeś”.
Wierzyć można tylko w Kościele z bardzo prostego powodu. Jeśli wiara jest w sercach – to musi być w ludziach. Ludzie idący za Jezusem Chrystusem tworzą Kościół. Dlatego Kościół jest ogniskiem wiary. Kto się zbliża do światła, do ciepła, do wiary w Boga, to siłą rzeczy zbliża się do Kościoła, bo wiara tam właśnie jest. I odwrotnie, kto się zbliża do Kościoła, to siłą rzeczy zostanie oświetlony przez promieniujące światło i ciepło. „Wiesz, czego i wiesz od kogo”. Wiesz w co wierzysz jako chrześcijanin – i wiesz od kogo się nauczyłeś, ponieważ wiara jest przekazywana z serca do serca przez pokolenia i my wszyscy jesteśmy tego świadkami.
Ale kiedy Pan Jezus pyta, czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie, to oczywiście ma na myśli nie tylko tę wiarę, która już w nas jest. Chodzi też o tę wiarę, którą inni przejmą od nas, ponieważ Kościół jest też wspólnotą promieniującą wiarą, czyli ewangelizującą.
Jest piękne miejsce w Liście do Tymoteusza: „głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, w razie potrzeby wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz” (2 Tm 4,2). W języku polskim ten tekst się spłaszczył, ale gdy spojrzymy na grecki język, to się staje naprawdę pasjonujące! To bardzo potrzebna instrukcja dla każdego, który dzisiaj się tutaj znajduje. Co właściwie Apostoł polecił czynić – najpierw Tymoteuszowi, ale pewnie w dalszym znaczeniu nam wszystkim?
Najpierw tak: „głoś naukę”. Właściwie to jest napisane: „ogłoś”, „obwieszczaj” − to co nazywamy kerygmatem. Jest taki czasownik kerisso „głosić, obwieszczać”. Obwieszczaj Dobrą Nowinę na sposób kerygmatyczny.
To pierwszy krok. I co dalej? Czego się spodziewamy, głosząc naukę? Co się ma stać w tym człowieku, któremu się głosi kerygmat? Ewangelicznie rzecz biorąc – spodziewamy się, że stanie się uczniem. Co robi uczeń? Uczy się. Być uczniem to nie znaczy być kimś stale takim samym. Być uczniem to znaczy być jutro kimś innym niż dzisiaj. Uczniowie, którzy chodzą do szkół na różnych poziomach, dobrze wiedzą, że w trzeciej klasie nie może być tak jak w drugiej, a w drugiej tak jak w pierwszej. To jest podstawowa cecha ucznia: jest co roku inny; cały czas się uczy. To właściwie jest – precyzyjnie mówiąc – celem kerygmatycznej ewangelizacji: żeby człowiek stał się uczniem.
A jeżeli się uczy – i tu używa św. Paweł innego słowa – to już nie głosi mu się kerygmatu, tu już nie pasuje słowo kerisso − „obwieszczam”. I rzeczywiście jest używane zupełnie inne słowo: didache, albo didaskalia „pouczenie”. Czym to się jedno od drugiego różni?
To są rzeczy nam bardzo potrzebne w praktyce. Wspólnota Hallelujah ma na sztandarze wypisane, że jest wspólnotą nie tylko charyzmatyczną, ale także wspólnotą ewangelizacyjną. Co to znaczy? Jeżeli ktoś głosi kerygmat, ten pierwszy krok, to głosi, co Bóg daje człowiekowi: mówi o Bożych prezentach. Bóg daje zbawienie, daje nowe życie, daje odpuszczenie grzechów. Natomiast, kiedy ktoś stanie się uczniem, to czego się uczy? Czy się do końca życia tylko tego uczy, co Bóg daje człowiekowi? Nie, uczy się jeszcze dodatkowo, czego Bóg ode mnie oczekuje. To jest główna część tej drugiej części nauki − didache: uczyć się, czego Bóg ode mnie oczekuje.
Jest bardzo pożyteczny fragment na końcu Ewangelii Mateusza (Mt 28,19-20). Pan Jezus mówi do Apostołów: „Idźcie”. Idźcie – po co? Żeby głosić, żeby obwieszczać. „I ze wszystkich narodów czyńcie uczniów”. Po co „czyńcie uczniów”? Żeby się uczyli – to jest cel bycia uczniem. „Idźcie z kerygmatem”. „Czyńcie z pogan uczniów”. Najpierw udzielając im chrztu w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego, a potem „uczcie ich”: tutaj jest to słowo greckie, od którego pochodzi didache i didaskalia. Już nie „obwieszczacie”, ale „uczycie”. Czego? „Uczcie zachowywać wszystko, co wam przykazałem”.
Co to znaczy uczyć wszystko, co przykazał Jezus w Ewangeliach? To znaczy uczyć rzeczy trudnych. Kiedy uczymy kerygmatu to uczymy o prezentach, a kiedy uczymy didache, to uczymy rzeczy trudnych. Myślę, że nie trzeba długo się zastanawiać, żeby zgadnąć, czego chętniej ludzie słuchają. Czy chętniej słuchają, że dostaną prezent, czy chętniej słuchają tego, że ktoś od nich czegoś wymaga? Ci co mają dzieci, wiedzą, kiedy się pojawi rozpromieniony uśmiech na ustach dzieci. Czy kiedy usłyszą: „dziś mam dla ciebie prezent”, czy kiedy usłyszą: „dziś czeka cię trudne zadanie domowe do odrobienia”? Może się zdarzyć w takiej wspólnocie ewangelizacyjnej, jak właśnie wspólnota Hallelu Jah, że reagujemy jak małe dzieci. Że chętnie, a może nawet ciągle, a może nawet stale, chcemy mówić o prezentach: obwieszczamy co Bóg daje człowiekowi. Kiedy zaś słyszymy o trudnym zadaniu do odrobienia, to promienny uśmiech przemienia się w znużoną i zniechęconą minę: „posłuchamy cię innym razem”. Możemy zmienić się w ludzi, o których mówi św. Paweł w tym samym liście, tuż wcześniej, że są tacy, którzy „zawsze się uczą, a nigdy nie mogą dojść do poznania prawdy”. Czemu nie doszli do poznania prawdy? Ponieważ tak naprawdę nie chcą słuchać didache, nauki o tym, czego Bóg oczekuje od człowieka.
Jezus uczy rzeczy trudnych – to mało powiedziane – Jezus uczy rzeczy niemożliwych bez łaski. Jeśli ktoś zapomina o tym, że ma stały dostęp do łaski, nieustanny, otwarty przystęp do Ojca, to na jego twarzy, kiedy słyszy o wymaganiach, pojawia się znużenie: zapomniał, że dynamika życia chrześcijanina jest taka: uczeń otrzymuje łaskę, a łaskę otrzymał po to, żeby wypełnić to, czego oczekuje od niego Bóg.
Kiedy Jezus mówi: „cieszcie się i radujcie, gdy wam urągają, prześladują i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was” – to nie jest prezent. To jest bardzo trudne wymaganie. A dlaczego nam się to rzadko udaje wypełnić? Bo się za mało modlimy. Mamy za mały „śmiały przystęp do Ojca”, za małe źródło łaski.
Albo, gdy mówi Pan Jezus tak: „kiedy wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim”. Czasem to wypełnimy, ale rzadko. Dlaczego? Bo zapominamy, że to jest rzecz, która przekracza ludzkie siły i że to się czyni mocą łaski. Żeby wypełnić wymagania Chrystusa, czyli Ewangelię Bożą (didache), trzeba mieć dostęp do łaski.
Albo mówi Pan Jezus: „każdy kto pożądliwie patrzy na kobietę, już w swoim sercu dopuścił się z nią cudzołóstwa”. A my i tak patrzymy. Dlaczego? Bo za mały dostęp do łaski.
Albo mówi Pan Jezus: „Nie stawiajcie oporu złemu. Daj temu kto cię prosi i nie odwracaj się od tego, kto chce od ciebie pożyczyć”. „Niech weźmie swój krzyż, niech mnie naśladuje”.
Bóg nazywa się w Ewangelii przede wszystkim Ojcem. Kiedy rodzice mogą wymagać od dzieci? Najpierw muszą im dać życie. Muszą im dać wychowanie. Najpierw dają życie, wychowanie, a potem wymagają. Bóg najpierw daje nowe życie, daje łaskę, daje wychowanie przez Ewangelię, a potem wymaga.
Po co rodzice wymagają? Żeby dręczyć? Nie: chcą, żeby dzieci rozkwitły. Wiedzą, na co ich dzieci stać. Wiedzą, jakie w nich możliwości drzemią. Żeby dorosły do takiej miary, jaka jest możliwa. Więc jeżeli Jezus czyni z nas uczniów, to właśnie po to: wie na co nas stać i do jakiej miary możemy dorosnąć.
Jeżeli ktoś zatrzymuje się na kerygmacie, to ciągle się uczy, a nigdy nauczyć się nie może. To jest ćwierć-chrześcijanin i jego świadectwo jest mizerniutkie. Wyuczył się kerygmatu i go powtarza, ale czy w nim widać spełnienie tego, o czym Jezus mówi jako wymaganiach? Czy widać, żeby on nie stawiał oporu złemu? Aby choć troszkę zbliżył się do doskonałości: „Bądźcie doskonali jak Ojciec wasz doskonały jest niebieski”? Aby się cieszył, jak ktoś mu urąga? Aby poszedł i pojednał się ze swoim bratem? Bierze prezenty, a zapomniał, że Ojciec daje nowe życie po to, żebyśmy wzrastali.
Didache nie jest czymś lekkim, łatwym i przyjemnym. Jest czymś wielkim i wspaniałym, ale trudnym. Dlatego mówi Apostoł, że Pismo Boże jest pożyteczne „do przekonywania”. Dosłownie po grecku mówi Apostoł do Tymoteusza: „zawstydź”. Nie tylko „wykaż błąd”, ale „zawstydź”. A potem zachęć, podnieś na duchu. Że jeżeli bardzo mało zrobiliśmy na drodze Ewangelii to dlatego, że się za mało modlimy. To jest możliwe tylko dzięki łasce. Idźcie z tym kerygmatem, czyńcie uczniów, udzielając im chrztu, czyli otwierając dostęp do łaski. A jak będą mieli dostęp do łaski, to uczcie, dawajcie to didache, uczcie zachowywać wszystko, co wam przykazałem. Są też przykazania Jezusa i one bywają trudne.
Łaska jest konieczna, aby spełnić nauczanie Ewangelii, a o łaskę trzeba się modlić. „Czy Ojciec nie ujmie się za tymi, którzy się do Niego modlą”. Kiedy modlitwa jest skuteczna? Jak wygląda wyobrażenie światowe skutecznej modlitwy? „To mi się marzy, tamto bym chciał, tego bym pragnął… jak tu się modlić, żebym to miał? Żeby Pan Bóg mi dał prezencik? Jak to zrobić?”
Czy to jest tajemnica skutecznej modlitwy chrześcijańskiej? „Jak to zrobić, żeby przekonać Pana Boga, żeby spełnił moją wolę”? Czy też czasem tajemnica chrześcijańskiej skutecznej modlitwy wygląda inaczej? Kiedy wydoskonalony na Ewangelii chrześcijanin może powiedzieć „znam tajemnicę skutecznej modlitwy”? Czy wtedy kiedy mówi: „Już wiem jak to się robi, żeby przekonać Pana Boga do mojej woli”? Czy jest raczej odwrotnie: mówi „Już wiem jak to się robi, żeby Pan Bóg mnie do swojej woli przekonywał”? Czy to czasem nie jest tajemnica skutecznej modlitwy? Czy czasem nie tak się ujmuje Bóg za wdową, która woła do sędziego? „Panie Boże, bądź wola Twoja”.
Po tym mogę poznać, jeśli jutro uda mi się spełnić jedno z trudnych wymagań Ewangelii. Wtedy się dowiem, po co dostałem prezent, po co się dowiedziałem, że Bóg mnie kocha i ma dla mojego życia wspaniały plan, że Jezus jest jedyną drogą. To są wszystko sposoby rozdawania łaski, a Bóg rozdaje laskę po coś, bo wie na co mnie stać. Pan Bóg wspólnocie Hallelu Jah też rozdaje łaski. Cały strumień łask płynie, płynie – po to, abyśmy się uczyli tajemnicy skutecznej modlitwy. A skuteczna to znaczy taka, że choć troszkę zbliżamy się do tego: „Bądźcie doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”, aby echo z kazania na Górze zagościło w naszym życiu.
To właśnie znaczą słowa Pana Jezusa, które się znalazły w Ewangelii Mateusza, a potem trafiły także do apostoła Pawła:
Idźcie z Dobrą Nowiną, czyńcie uczniów, niech dostają łaskę, a wiec udzielajcie im chrztu, a jak będą mieli dostęp do łaski i śmiały przystęp do Ojca, to wtedy uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem”.
Uczniem człowiek się staje i tutaj nigdy nie przestaje być uczniem. To znaczy iść za Jezusem, iść jako uczeń i uczyć się zachowywać wszystko, co Jezus w Ewangelii, a szczególnie w Kazaniu na Górze przykazał.
Homilia wygłoszona w hallelu Jah 17 października 2004
29 niedziela zwykła – Rok C
Opracowanie tekstu: ks. Anadrzej Siemieniewski, Dorota Baranowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz