CZY SYN CZŁOWIECZY ZNAJDZIE WIARĘ NA ZIEMI
Napisał ks. Andrzej
Siemieniewski
„Czy
Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (por. Łk
18,8). Ciekawe, po co takie pytanie znalazło się w Ewangelii. Na
pewno nie po to, żeby zasiać w nas niepokój: znajdzie tę wiarę,
czy nie znajdzie? Może nic z misji Syna Bożego na ziemię nie
wyjdzie… Nie − jeśli takie zdanie się znalazło: „Czy Syn
Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”, to ma na
pewno jeden cel: mobilizacja! Abyśmy troszczyli się o to, by Syn
Człowieczy wiarę znalazł, gdy przyjdzie – żeby znalazł wiarę
w nas i żeby znalazł wiarę w tych, którzy ją od nas przejmą.
Najpierw:
wiarę w nas. Dzisiaj proponuję uważne wsłuchanie się we fragment
Listu świętego Pawła Apostoła do Tymoteusza. Zobaczymy, jakie
bogactwa z tego źródła wypłyną.
Pisał
Apostoł do Tymoteusza tak: „trwaj w tym, czego się nauczyłeś,
[…] bo wiesz, od kogo się nauczyłeś” (2 Tm 3,14). Co to jest
owa wiara, którą Syn Człowieczy ma znaleźć, kiedy przyjdzie?
Wiara to najpierw jakaś treść nauki o Bogu: „wiesz, czego się
nauczyłeś”. Wiara jest zawsze wiarą w coś: „Wierzący musi
wierzyć – w co? – że Bóg jest i że wynagradza tych, którzy
do Niego się zbliżają” (por. Hbr 11,6). Wierzyć trzeba w coś.
Nie ma wiary nie wiadomo w co. Wiara Bogu,
zakłada najpierw wiarę w
Boga,
który najpierw musi istnieć, żebym mógł Mu zawierzyć i Mu
zaufać. Jest to też wiara w Jego plan zbawienia − „wynagradza
tych, którzy się do Niego zbliżają” i wiara w Chrystusa.
Ale
ta wiara, którą Jezus ma znaleźć, kiedy przyjdzie, to jest też
przejęcie
wiary
od kogoś. Nie tylko przyjęcie wiary w
coś,
ale przejęcie wiary od
kogoś.
Dlatego wierzyć można tylko w Kościele: „Wiesz, od kogo się
nauczyłeś”.
Gdzie
istnieje wiara? Jedyne miejsce, gdzie wiara istnieje, to jest serce
człowieka. To tu jest miejsce dla wiary. Dlatego, jeżeli ktoś chce
wierzyć, to musi wiedzieć, od kogo się nauczył: „trwaj w tym,
czego się nauczyłeś, bo wiesz, od kogo się nauczyłeś”.
Wierzyć
można tylko w Kościele z bardzo prostego powodu. Jeśli wiara jest
w sercach – to musi być w ludziach. Ludzie idący za Jezusem
Chrystusem tworzą Kościół. Dlatego Kościół jest ogniskiem
wiary. Kto się zbliża do światła, do ciepła, do wiary w Boga, to
siłą rzeczy zbliża się do Kościoła, bo wiara tam właśnie
jest. I odwrotnie, kto się zbliża do Kościoła, to siłą rzeczy
zostanie oświetlony przez promieniujące światło i ciepło.
„Wiesz, czego i wiesz od kogo”. Wiesz w co wierzysz jako
chrześcijanin – i wiesz od kogo się nauczyłeś, ponieważ wiara
jest przekazywana z serca do serca przez pokolenia i my wszyscy
jesteśmy tego świadkami.
Ale
kiedy Pan Jezus pyta, czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi,
gdy przyjdzie, to oczywiście ma na myśli nie tylko tę wiarę,
która już w nas jest. Chodzi też o tę wiarę, którą inni
przejmą od nas, ponieważ Kościół jest też wspólnotą
promieniującą wiarą, czyli ewangelizującą.
Jest
piękne miejsce w Liście do Tymoteusza: „głoś naukę, nastawaj w
porę, nie w porę, w razie potrzeby wykaż błąd, poucz, podnieś
na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz” (2 Tm 4,2). W
języku polskim ten tekst się spłaszczył, ale gdy spojrzymy na
grecki język, to się staje naprawdę pasjonujące! To bardzo
potrzebna instrukcja dla każdego, który dzisiaj się tutaj
znajduje. Co właściwie Apostoł polecił czynić – najpierw
Tymoteuszowi, ale pewnie w dalszym znaczeniu nam wszystkim?
Najpierw
tak: „głoś naukę”. Właściwie to jest napisane: „ogłoś”,
„obwieszczaj” − to co nazywamy kerygmatem.
Jest taki czasownik kerisso
„głosić, obwieszczać”. Obwieszczaj Dobrą Nowinę na sposób
kerygmatyczny.
To
pierwszy krok. I co dalej? Czego się spodziewamy, głosząc naukę?
Co się ma stać w tym człowieku, któremu się głosi kerygmat?
Ewangelicznie rzecz biorąc – spodziewamy się, że stanie się
uczniem. Co robi uczeń? Uczy się. Być uczniem to nie znaczy być
kimś stale takim samym. Być uczniem to znaczy być jutro kimś
innym niż dzisiaj. Uczniowie, którzy chodzą do szkół na różnych
poziomach, dobrze wiedzą, że w trzeciej klasie nie może być tak
jak w drugiej, a w drugiej tak jak w pierwszej. To jest podstawowa
cecha ucznia: jest co roku inny; cały czas się uczy. To właściwie
jest – precyzyjnie mówiąc – celem kerygmatycznej ewangelizacji:
żeby człowiek stał się uczniem.
A
jeżeli się uczy – i tu używa św. Paweł innego słowa – to
już nie głosi mu się kerygmatu, tu już nie pasuje słowo kerisso
− „obwieszczam”.
I rzeczywiście jest używane zupełnie inne słowo: didache,
albo didaskalia
„pouczenie”. Czym to się jedno od drugiego różni?
To
są rzeczy nam bardzo potrzebne w praktyce. Wspólnota Hallelujah ma
na sztandarze wypisane, że jest wspólnotą nie tylko
charyzmatyczną, ale także wspólnotą ewangelizacyjną. Co to
znaczy? Jeżeli ktoś głosi kerygmat, ten pierwszy krok, to głosi,
co Bóg daje człowiekowi: mówi o Bożych prezentach. Bóg daje
zbawienie, daje nowe życie, daje odpuszczenie grzechów. Natomiast,
kiedy ktoś stanie się uczniem, to czego się uczy? Czy się do
końca życia tylko tego uczy, co Bóg daje człowiekowi? Nie, uczy
się jeszcze dodatkowo, czego Bóg ode mnie oczekuje. To jest główna
część tej drugiej części nauki − didache:
uczyć się, czego Bóg ode mnie oczekuje.
Jest
bardzo pożyteczny fragment na końcu Ewangelii Mateusza (Mt
28,19-20). Pan Jezus mówi do Apostołów: „Idźcie”. Idźcie –
po co? Żeby głosić, żeby obwieszczać. „I ze wszystkich narodów
czyńcie uczniów”. Po co „czyńcie uczniów”? Żeby się
uczyli – to jest cel bycia uczniem. „Idźcie z kerygmatem”.
„Czyńcie z pogan uczniów”. Najpierw udzielając im chrztu w
imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego, a potem „uczcie ich”:
tutaj jest to słowo greckie, od którego pochodzi didache
i didaskalia.
Już nie „obwieszczacie”, ale „uczycie”. Czego? „Uczcie
zachowywać wszystko, co wam przykazałem”.
Co
to znaczy uczyć wszystko, co przykazał Jezus w Ewangeliach? To
znaczy uczyć rzeczy trudnych. Kiedy uczymy kerygmatu
to uczymy o prezentach, a kiedy uczymy didache,
to uczymy rzeczy trudnych. Myślę, że nie trzeba długo się
zastanawiać, żeby zgadnąć, czego chętniej ludzie słuchają. Czy
chętniej słuchają, że dostaną prezent, czy chętniej słuchają
tego, że ktoś od nich czegoś wymaga? Ci co mają dzieci, wiedzą,
kiedy się pojawi rozpromieniony uśmiech na ustach dzieci. Czy kiedy
usłyszą: „dziś mam dla ciebie prezent”, czy kiedy usłyszą:
„dziś czeka cię trudne zadanie domowe do odrobienia”? Może się
zdarzyć w takiej wspólnocie ewangelizacyjnej, jak właśnie
wspólnota Hallelu Jah, że reagujemy jak małe dzieci. Że chętnie,
a może nawet ciągle, a może nawet stale, chcemy mówić o
prezentach: obwieszczamy co Bóg daje człowiekowi. Kiedy zaś
słyszymy o trudnym zadaniu do odrobienia, to promienny uśmiech
przemienia się w znużoną i zniechęconą minę: „posłuchamy cię
innym razem”. Możemy zmienić się w ludzi, o których mówi św.
Paweł w tym samym liście, tuż wcześniej, że są tacy, którzy
„zawsze się uczą, a nigdy nie mogą dojść do poznania prawdy”.
Czemu nie doszli do poznania prawdy? Ponieważ tak naprawdę nie chcą
słuchać didache,
nauki o tym, czego Bóg oczekuje od człowieka.
Jezus
uczy rzeczy trudnych – to mało powiedziane – Jezus uczy rzeczy
niemożliwych bez łaski. Jeśli ktoś zapomina o tym, że ma stały
dostęp do łaski, nieustanny, otwarty przystęp do Ojca, to na jego
twarzy, kiedy słyszy o wymaganiach, pojawia się znużenie:
zapomniał, że dynamika życia chrześcijanina jest taka: uczeń
otrzymuje łaskę, a łaskę otrzymał po to, żeby wypełnić to,
czego oczekuje od niego Bóg.
Kiedy
Jezus mówi: „cieszcie się i radujcie, gdy wam urągają,
prześladują i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was” – to
nie jest prezent. To jest bardzo trudne wymaganie. A dlaczego nam się
to rzadko udaje wypełnić? Bo się za mało modlimy. Mamy za mały
„śmiały przystęp do Ojca”, za małe źródło łaski.
Albo,
gdy mówi Pan Jezus tak: „kiedy wspomnisz, że brat twój ma coś
przeciw tobie, najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim”.
Czasem to wypełnimy, ale rzadko. Dlaczego? Bo zapominamy, że to
jest rzecz, która przekracza ludzkie siły i że to się czyni mocą
łaski. Żeby wypełnić wymagania Chrystusa, czyli Ewangelię Bożą
(didache),
trzeba mieć dostęp do łaski.
Albo
mówi Pan Jezus: „każdy kto pożądliwie patrzy na kobietę, już
w swoim sercu dopuścił się z nią cudzołóstwa”. A my i tak
patrzymy. Dlaczego? Bo za mały dostęp do łaski.
Albo
mówi Pan Jezus: „Nie stawiajcie oporu złemu. Daj temu kto cię
prosi i nie odwracaj się od tego, kto chce od ciebie pożyczyć”.
„Niech weźmie swój krzyż, niech mnie naśladuje”.
Bóg
nazywa się w Ewangelii przede wszystkim Ojcem. Kiedy rodzice mogą
wymagać od dzieci? Najpierw muszą im dać życie. Muszą im dać
wychowanie. Najpierw dają życie, wychowanie, a potem wymagają. Bóg
najpierw daje nowe życie, daje łaskę, daje wychowanie przez
Ewangelię, a potem wymaga.
Po
co rodzice wymagają? Żeby dręczyć? Nie: chcą, żeby dzieci
rozkwitły. Wiedzą, na co ich dzieci stać. Wiedzą, jakie w nich
możliwości drzemią. Żeby dorosły do takiej miary, jaka jest
możliwa. Więc jeżeli Jezus czyni z nas uczniów, to właśnie po
to: wie na co nas stać i do jakiej miary możemy dorosnąć.
Jeżeli
ktoś zatrzymuje się na kerygmacie, to ciągle się uczy, a nigdy
nauczyć się nie może. To jest ćwierć-chrześcijanin i jego
świadectwo jest mizerniutkie. Wyuczył się kerygmatu i go powtarza,
ale czy w nim widać spełnienie tego, o czym Jezus mówi jako
wymaganiach? Czy widać, żeby on nie stawiał oporu złemu? Aby choć
troszkę zbliżył się do doskonałości: „Bądźcie doskonali jak
Ojciec wasz doskonały jest niebieski”? Aby się cieszył, jak ktoś
mu urąga? Aby poszedł i pojednał się ze swoim bratem? Bierze
prezenty, a zapomniał, że Ojciec daje nowe życie po to, żebyśmy
wzrastali.
Didache
nie
jest czymś lekkim, łatwym i przyjemnym. Jest czymś wielkim i
wspaniałym, ale trudnym. Dlatego mówi Apostoł, że Pismo Boże
jest pożyteczne „do przekonywania”. Dosłownie po grecku mówi
Apostoł do Tymoteusza: „zawstydź”. Nie tylko „wykaż błąd”,
ale „zawstydź”. A potem zachęć, podnieś na duchu. Że jeżeli
bardzo mało zrobiliśmy na drodze Ewangelii to dlatego, że się za
mało modlimy. To jest możliwe tylko dzięki łasce. Idźcie z tym
kerygmatem, czyńcie uczniów, udzielając im chrztu, czyli
otwierając dostęp do łaski. A jak będą mieli dostęp do łaski,
to uczcie, dawajcie to didache, uczcie zachowywać wszystko, co wam
przykazałem. Są też przykazania Jezusa i one bywają trudne.
Łaska
jest konieczna, aby spełnić nauczanie Ewangelii, a o łaskę trzeba
się modlić. „Czy Ojciec nie ujmie się za tymi, którzy się do
Niego modlą”. Kiedy modlitwa jest skuteczna? Jak wygląda
wyobrażenie światowe skutecznej modlitwy? „To mi się marzy,
tamto bym chciał, tego bym pragnął… jak tu się modlić, żebym
to miał? Żeby Pan Bóg mi dał prezencik? Jak to zrobić?”
Czy
to jest tajemnica skutecznej modlitwy chrześcijańskiej? „Jak to
zrobić, żeby przekonać Pana Boga, żeby spełnił moją wolę”?
Czy też czasem tajemnica chrześcijańskiej skutecznej modlitwy
wygląda inaczej? Kiedy wydoskonalony na Ewangelii chrześcijanin
może powiedzieć „znam tajemnicę skutecznej modlitwy”? Czy
wtedy kiedy mówi: „Już wiem jak to się robi, żeby przekonać
Pana Boga do mojej woli”? Czy jest raczej odwrotnie: mówi „Już
wiem jak to się robi, żeby Pan Bóg mnie do swojej woli
przekonywał”? Czy to czasem nie jest tajemnica skutecznej
modlitwy? Czy czasem nie tak się ujmuje Bóg za wdową, która woła
do sędziego? „Panie Boże, bądź wola Twoja”.
Po
tym mogę poznać, jeśli jutro uda mi się spełnić jedno z
trudnych wymagań Ewangelii. Wtedy się dowiem, po co dostałem
prezent, po co się dowiedziałem, że Bóg mnie kocha i ma dla
mojego życia wspaniały plan, że Jezus jest jedyną drogą. To są
wszystko sposoby rozdawania łaski, a Bóg rozdaje laskę po coś, bo
wie na co mnie stać. Pan Bóg wspólnocie Hallelu Jah też rozdaje
łaski. Cały strumień łask płynie, płynie – po to, abyśmy się
uczyli tajemnicy skutecznej modlitwy. A skuteczna to znaczy taka, że
choć troszkę zbliżamy się do tego: „Bądźcie doskonali, jak
doskonały jest Ojciec wasz niebieski”, aby echo z kazania na Górze
zagościło w naszym życiu.
To
właśnie znaczą słowa Pana Jezusa, które się znalazły w
Ewangelii Mateusza, a potem trafiły także do apostoła Pawła:
„Idźcie
z Dobrą Nowiną, czyńcie uczniów, niech dostają łaskę, a wiec
udzielajcie im chrztu, a jak będą mieli dostęp do łaski i śmiały
przystęp do Ojca, to wtedy uczcie je zachowywać wszystko, co wam
przykazałem”.
Uczniem
człowiek się staje i tutaj nigdy nie przestaje być uczniem. To
znaczy iść za Jezusem, iść jako uczeń i uczyć się zachowywać
wszystko, co Jezus w Ewangelii, a szczególnie w Kazaniu na Górze
przykazał.
Homilia
wygłoszona w hallelu Jah 17 października 2004
29
niedziela zwykła – Rok C
Opracowanie
tekstu: ks. Anadrzej Siemieniewski, Dorota Baranowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz