Strony

środa, 27 marca 2013

Radio Jerozolima nadaje.




Łączymy się ponownie z Jakubem; - Jakub, czy i jak mnie słyszysz? - tak, bardzo dobrze; - co w tej chwili się dzieje na ulicach Jerozolimy? - tak jak wcześniej wspomniałem Jezus podąża ulicami Jerozolimy aby około południa osiągnąć cel jakim jest miejsce ukrzyżowań, góra straceńców, zwana Golgotą; - co w tej chwili się dzieje; - powiem wam, że niesamowita sprawa, pewna kobieta, nie zważając na grożące jej niebezpieczeństwo, przedarła się przez żołnierzy i obstawę do Jezusa; - jak to możliwe? - sam nie wiem, Jezus jest dobrze strzeżony, każda próba podejścia do niego kończy się poniewierką słowną bądź fizyczną; - to niesamowie, kobieta przedarła się przez uzbrojoną świtę!?; - tak, ale właśnie podchodzę do niej, jest troszkę oszołomiona, trzyma kurczowo kawałek materiału, przyciska go do siebie, zaraz dowiemy się co się też wydarzyło; - witam Panią, może się Pani przedstawić; - dzień dobry, jestem Serafia, żona Syracha, jednego z członków „Wielkiej Rady"; - jak to się stało, że Pani podeszła do Jezusa i dlaczego, przecież to skazaniec, co prawda wywołuje on wielkie poruszenie swoim marszem śmierci ale to tylko skazaniec; - dla mnie to nie jest zwykły skazaniec, zobaczy Pan, On jeszcze zmieni bieg historii; - może, ale dlaczego Pani podbiegła, nikt nie chce podejść, każdy odwraca głowę, a Pani podbiega, o co chodzi? - ma Pan rację, większość odwraca głowę widząc obdartego skazańca ale to człowiek, taki sam jak Pan lub ja, pomimo skazania go przez sąd nadal ma w sobie godność Dziecka Bożego. Wielu z przechodniów, którzy podążają do świątyni odwraca głowę z fałszywych skrupułów, by się nie zanieczyścić - a gdzie miłość bliźniego? Ja kierowałam się miłością, wiedziałam że mogę oberwać ale nie zgadzałam się z wyrokiem, nie zgadzam się z takim traktowaniem człowieka, stąd ten mój czyn. Już wcześniej chciałam do niego podejść, nie udało się wtedy, udało się teraz. - wszyscy widzieliśmy ten piękny czyn; - nie było to nic nadzwyczajnego, po prostu poczułam w sercu, że muszę to zrobić. Widząc, że orszak się zbliża, wybiegłam na ulicę z chustą, przewieszoną przez ramię. Za rękę trzymałam moje przybrane dziecko, dziewięcioletnią córkę. Zaadoptowałam ją, chociaż moja rodzina była przeciwko, woleli dziecko z probówki, a dzisiaj jestem zadowolona że małą wzięłam na wychowanie. Wracając do tematu, niosłam pod okryciem dzbanuszek z winem. Pachołkowie, idący na przedzie, chcieli mnie odpędzić, ale na próżno. Moja miłość ku Jezusowi i litość wezbrały w moim sercu , zapomniałam o wszystkim i gwałtem zaczęłam się przeciskać przez motłoch, żołnierzy i siepaczy, a za mną biegła moja przybrana córka, trzymała się kurczowo mojej sukni, wiedziała że musimy się dostać do Jezusa, już w domu jej o nim mówiła. Docisnąwszy się do Jezusa, upadłam przed Nim na kolana, podniosłam chustę, rozpostarłam ją do połowy i rzekłam błagalnie: „Pozwól mi, otrzeć oblicze Pana mego?" Zamiast odpowiedzi ujął Jezus chustę lewą ręką, przycisnął ją dłonią do krwawego oblicza, przesunął nią po twarzy ku prawej ręce, i zwinąwszy chustę obiema rękami, oddał ją mi z podzięką, ucałowałam ją, wsunęłam pod płaszcz i wstałam z ziemi. Trwało to wszystko zaledwie dwie minuty. - Śmiały postępek Pani oszołomił na chwilę żołnierzy i siepaczy, motłoch zaczął się cisnąć bliżej, by widzieć całe zajście, zrobiło się małe zamieszanie, skutkiem czego musiano na chwilę wstrzymać pochód i to umożliwiło Pani podanie chusty. - tak, to był ten moment; - a po chwili wszystko wróciło, o ile można tak powiedzieć , do normy; - tak jak powiedziałam, trwało to chwilę, po niej ochłonęli siepacze i żołnierze ze zdumienia; gdy córka podniosła nieśmiało wino, by podać je Jezusowi, odepchnęli ją, zaczęli łajać i lżyć. Wówczas nadbiegli Faryzeusze, rozgniewani przerwą w pochodzie, a jeszcze bardziej tym moim aktem publicznej czci, oddanej Jezusowi; - odważna jest Pani, a co z tą chustą; - uciekłam z tego miejsca, gdy tylko zaczęli bić Jezusa, nie chciałam aby dziecko słyszało i widziało tego co się tam działo. Zaledwie zdołałam wejść do domu i położyłam chustę na stole, a zaraz upadłam zemdlona na ziemię; dziecko uklękło przy mnie z dzbanuszkiem, płacząc i zawodząc żałośnie. Przypadkiem wszedł pewien dobry przyjaciel rodziny i znalazł mnie leżącą jak martwą na podłodze, a na stole ujrzał chustę, na której z zadziwiającą dokładnością odbite było okropnie skrwawione oblicze Jezusa. Przerażony, ocucił mnie zemdlałą i pokazał to cudo. Z tęsknym, żałosnym sercem upadłam na kolana przed chustą i zawołałam: Teraz już opuszczę, wszystko, kiedy Pan raczył mi zostawić tak cenną pamiątkę" - czyli mówi Pani, ze jest to wierne odbicie "vera icona"? - tak, bardzo wierne, dziękuje Jezusowi za to... - dziękuje Pani za rozmowę, może odtąd nazywać będą Panią - Weroniką? - może, dziękuje; - i mówią, że nie zdarzają się cuda, a tu... proszę; - dziękujemy Jakub, obserwuj wydarzenia dalej, zaraz powrócimy na antenę; - do usłyszenia;

2 komentarze:

  1. Czyn św. Weroniki był nie tylko odważny, ale i ryzykowny z punktu widzenia prawa. W judaizmie wierzy się bowiem, że krew płynąca z ran jest nieczysta. A twarz Jezusa musiała być cała zakrwawiona, spocona i brudna, skoro pozostawiła wyraźne odbicie...

    OdpowiedzUsuń