czwartek, 17 kwietnia 2014

Pogańskie światło Gallaghera


Liam Gallagher, ekswokalista zespołu Oasis, to piosenkarz znany nie tylko na Wyspach 

Brytyjskich. Także w Polsce jest postacią dobrze rozpoznawalną. 10 czerwca 2013 roku jego 

nowa formacja Beady Eye wydała swój drugi album – „BE”, będący dowodem nie tylko ewolucji 

brzmieniowej grupy, lecz także złośliwego antykatolicyzmu lidera kapeli.

Teledysk do utworu „Shine A Light” to jakby ciąg dalszy uderzenia w katolików zaprezentowanego 

przez Davida Bowie w klipie „The Next Day”. Sam tekst piosenki nie pobudza do dyskusji. Porusza 

temat światła jako symbolu drogi, nadziei, zwieńczenia lub apokalipsy. Oczywiście warstwa 

poetycka utworu nie zawsze musi być zrozumiała czy jednoznaczna, dlatego kluczem do pełnej 

interpretacji – zwłaszcza we współczesnych czasach cywilizacji obrazkowej – jest sugestywność 

W teledysku „Shine A Light” Gallagher wciela się w antypatycznego katolickiego księdza 

biorącego udział w obżarstwie i pijaństwie. Zebranemu gronu osób towarzyszy zadziwiająco 

skromna zakonnica, która wydaje się zażenowana swoją obecnością przy stole. Kolejne sekwencje 

ukazują jednak, że być może skrywa ona pewien sekret – tak chętnie rozwijany w antyklerykalnych 

opowieściach o domach zakonnych, których mieszkanki oddają się prastarym kultom bożków i 

rozpuście. Gallagher nie napisał jednak piosenki na potrzeby partii komunistycznej. Po co więc 

nakręcił taki teledysk? U podstaw może tkwić pragnienie, by obnażając rzekomą hipokryzję religii, 

wynieść na piedestał i postawić w centrum siebie – człowieka jako boga albo nawet Szatana. Efekt 

Magiczna inicjacja młodych dziewczyn (zakonnic?) ciemną nocą tworzy pogańskie tło dla 

zachowań przy stole. Noc Walpurgii, noc Kupały, noc przesilenia… Czym jest więc wyśpiewywane 

przez Gallaghera światło? To światło świata znane z pogańskich wierzeń, związane z oddaniem 

cielesnym, które zresztą jest również odzwierciedlone w symbolice klipu, choć nagość 

modelek skupionych wokół ubranego na czarno wokalisty raczej przypomina skandalizujący 

utwór „Reich&Sexy” grupy Die Toten Hosen, niż uwidacznia najbardziej oczywisty podtekst 

teledysku – że to Liam Gallagher jest owym ogniem, od którego bije światło. Dodajmy od 

siebie: zimnym ogniem (You’re the Sun, you’re the light). To człowiek, który stawia siebie w 

miejsce Boga – jako dawca światła. Jednak taka uzurpacja prowadzi zawsze do przyjęcia innej 

roli: „niosącego światło” – Lucyfera.

Przewrotny kadr z rozmodloną siostrą zakonną nie pokazuje jej pobożności. Wręcz przeciwnie 

– jest to scena, gdy uświadamia ona sobie, że nocą stało się coś nieprzewidywalnego, czego nie 

może pojąć, ale czego nie żałuje. Ze złożonymi dłońmi, ukazuje się widzowi nie jako służebnica 

Chrystusowa, lecz jako kapłanka pogańskiej świątyni, z którą obcować mogą w ową „świętą” 

noc jedynie wybrańcy. Wszystko wymyślone i wyprodukowane w XXI wieku, na zimno i z 

Wpisanie w scenariusz teledysku elementów czysto katolickich (ksiądz, zakonnica, klasztor) ma 

na Wyspach Brytyjskich, gdzie żywy jest resentyment antyrzymski, wyraźny kontekst polityczny. 

Irlandia Północna aż kipi od konfliktów na tle wyznaniowym, a Belfast płonie nie tylko podczas 

demonstracyjnych przemarszów protestantów przez katolickie dzielnice. Jak widać, w walce z 

katolicyzmem w ruch idą nie tylko butelki i kamienie, lecz także muzyka. Strach pomyśleć, co by 

było, gdyby Liam Gallagher był minstrelem na dworze Henryka VIII…

Artykuł ukazał się w numerze 20 (kwiecień 2014) Miesięcznika Egzorcysta.

Artykuł opublikowany za zgodą redakcji Miesięcznika Egzorcysta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz