Jedni historiozofowie głoszą z całą powagą, że "historia się powtarza", a drudzy z równą pewnością siebie, jak to się dziś mawia: "z całym przekonaniem", wołają, że "historia się powtarza", bo "panta rei" - "wszystko płynie". Kto ma rację? Odpowiem zaskakująco: jedni i drudzy.
Zależy, co się bierze pod uwagę w złożonym procesie dziejowym. Otóż, „historia się zmienia”, jeśli się bierze pod uwagę stronę czysto zjawiskową, przypadłościową i podmiotową. Po prostu nie powtarza się nigdy ten sam człowiek. Ale też „historia się nie zmienia”, jeśli się bierze pod uwagę naturę ludzką, strukturę bytu, normy uwarunkowania i podstawowe prawa życia i działania oraz ambiwalencję moralną.
Spójrzmy na czasy saskie
Po śmierci króla Jana III Sobieskiego (1696) nasza demokracja szlachecka zaczęła się wyradzać: brak silnej władzy centralnej, bezrząd, swawola, chaos, upadek moralny, walki o mienie i władzę. Ponad sto lat później wielki filozof niemiecki, wychwalający Prusy, napisze, że Polska to chaos, zamęt i bezprawie. Politycy światlejsi pokładali nadzieję na odrodzenie w nowym królu. Ale na Jakuba, syna Sobieskiego, nie chcieli się zgodzić magnaccy zazdrośnicy polscy. W walce o wielką władzę – tak jest i dziś – zwykle nie ma moralności. Toteż większą rolę odgrywały pieniądze niż walory osobowe kandydata. Pieniądze pomogły wygrać Sasowi, elektorowi Fryderykowi Augustowi (1697-1733). Był on luteraninem, ale dla zdobycia akceptacji katolików – tak się robi i dziś – przeszedł na katolicyzm. Politykę prowadził bynajmniej nie polską, lecz niemiecką, a raczej własną, saską. Między innymi w ukryciu przed naszym sejmem pozwolił elektorowi brandenburskiemu, Fryderykowi, już w r. 1701 przyjąć tytuł króla Prus, przez co wzrastał jego autorytet w Rzeszy Niemieckiej, a jego następcy za kilkadziesiąt lat wzięli udział w rozbiorach Rzeczypospolitej Polskiej. W każdym razie nowy król polski został wnet nazwany sympatycznie „karą Boską” (Feliks Koneczny).
Różni propagandyści wykpiwają hasło „Polak katolik”. Ale ta dewiza nie wypływała z ksenofobii – Polacy byli w życiu społecznym zawsze na wszystkich otwarci, jeśli tylko nie byli to ludzie zagrażający naszej wolności. Wspomniane hasło ukształtowały warunki historyczne. Dość pamiętać, że w owych czasach – i właściwie zawsze – naszymi największymi wrogami byli protestanccy Szwedzi, Prusacy i Niemcy oraz prawosławni Rosjanie. Nie było większego problemu, była tolerancja, przyjaźń i współpraca, dopóki nie był zagrożony byt państwowy, zresztą na katolicyzm przechodziła masowo szlachta tamtych wyznań. Ale z chwilą, gdy przez owych ludzi ziemie polskie były atakowane i zagrabiane, a liczni polscy wyznawcy protestantyzmu i prawosławia okazywali się nielojalni wobec państwa polskiego i popierali najeźdźców, narastał wielki problem.
Dlatego wielkie nieszczęścia przyniósł brak zmysłu polskiego i katolickiego u króla Augusta II. Wdał się on szybko, wbrew polskiej racji stanu, w wojny ze Szwecją. A gdy Karol XII szwedzki zajął powtórnie niemal całą Polskę i zażądał detronizacji Augusta, zaproponował nagle rozbiór Rzeczypospolitej pomiędzy Saksonię, Brandenburgię i Szwecję. Szczęście, że król szwedzki się nie zgodził, bo chciał zagarnąć całą Polskę. Wtedy August uciekł do Saksonii. Wówczas na króla wybrano Stanisława Leszczyńskiego (1705-1709). Za jego rządów zaczęły się większe próby reform państwa. Między innymi w r. 1709 podkomorzy sandomierski, Stanisław Karwicki, podał projekt ustanowienia przy sejmie „dwóch sędziów”, którzy by oceniali ważność jednostkowego poselskiego veta (F. Koneczny). Byłoby to coś w rodzaju zaczątku Trybunału Konstytucyjnego.
Jednak gdy Karol XII poniósł wielką klęskę w Rosji, August powrócił i poczynił różne nowe kroki na niekorzyść Polski. Nie wykonał uchwały powołania owych dwóch sędziów i nie zgodził się na podniesienie wojsk polskich do 70 tysięcy. Na to miejsce sprowadził do Polski wielką ilość wojsk saskich. A kiedy w r. 1715 konfederacja tarnogrodzka wystąpiła przeciwko wojskom niemieckim, bardzo uciążliwym aprowizacyjnie i politycznie, to król polski zwrócił się o pomoc wojskową do cara Piotra Wielkiego. Obaj zażądali, żeby Polska i Litwa razem nie miały więcej wojska niż 24 tysiące, i co więcej: nasz król, rzekomo polski, znów zaproponował rozbiór Polski między Rosjan, Hohenzollernów i Habsburgów, z największą częścią dla siebie, dla Saksonii (F. Koneczny). Car skierował do Polski 18 tys. swojego wojska. Coś analogicznego do rozbiorów stanowią dziś ponawiane wciąż przez nierozumnych polityków unijnych próby podziałów państw na landy.
Dla zatwierdzenia układu między królem Polski a carem w sprawach wojsk, ustroju kraju, powstrzymywania swawoli króla i wysokości armii powołano ów nieszczęsny sejm zwany później niemym. Trwał on tylko 6 godzin, 1 stycznia 1717 r. w Warszawie. Traktat został sformułowany pod dyktando Rosji, jak ponad dwa wieki później tzw. manifest lipcowy. Nikt nie mógł zabrać głosu, żeby nie zgłosił liberum veto. Żołnierze pilnowali z nabitą bronią. Posłowie milczeli przez 6 godzin. Marszałek milczenie uznał za zgodę. Była to zapowiedź sejmów w PRL. Najgorsze, że cara uznano za „gwaranta” uchwał i przyjęto protektorat Rosji nad Polską. Bez jej zgody nie można było niczego zmieniać w ustawach i w ustroju państwa. Był to już początek utraty niepodległości i suwerenności Polski. Trudno pojąć, dlaczego życie publiczne i polityczne w Polsce upadło tak nisko. Nastąpił wielki upadek dumy polskiej, jak potem za komuny i za liberalizmu.
Zrywy zaciskające więzi
Wybitniejsze postacie, niektóre rody magnackie i szlacheckie, a także liczni duchowni, całe zakony męskie i żeńskie dostrzegły śmiertelne choroby społeczne i polityczne i podjęły ratowanie Polski na drodze moralnej, duchowej, kulturalnej, społecznej i religijnej. Ale, paradoksalnie, próby te coraz bardziej obnażały trudne sytuacje i prowokowały wrogów do większych ataków. Za panowania Augusta III (1733-1763) wszystkie sejmy, prócz jednego, były zrywane. Król mieszkał w Dreźnie, w Warszawie urzędował jego minister, pozbawiony jakiegokolwiek talentu. W kraju pogłębiały się tarcia, intrygi, walki, zajazdy, głupota, rozpusta. Słowem: „wolność, demokracja i liberalizm moralny”. Brakowało władzy centralnej, prawa, dyscypliny i idei polskich, jak właśnie za ostatniej koalicji. Jednocześnie przez 40 lat przechodziły przez Polskę obce wojska, wyniszczając gospodarkę i kulturę, jak w wieku XX podczas obu wojen światowych i okupacji. Życie biegło według reguły „za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”.
Za czasów Augusta III wielu patriotów zorientowało się, że klęska się pogłębi, gdy nowym królem będzie znowu cudzoziemiec, niedbający o kraj, człowiek niemoralny. Toteż patriotyczna rodzina Czartoryskich ze swym stronnictwem uznała, że trzeba wybrać Polaka, ale w oparciu o Rosję, która dominowała nad Polską. Stronnictwo Czartoryskich liczyło naiwnie, że Rosja wesprze starania Polski o odrodzenie. Czartoryscy wysunęli kandydaturę swego krewnego, Stanisława Augusta Poniatowskiego, posła polskiego w Petersburgu, ulubieńca carycy Katarzyny (1764-1795). Nie wiedzieli, że zaraz po śmierci Augusta III Rosja i Prusy zawarły układ, żeby w Polsce nie dopuścić do żadnych reform, a podtrzymać „wolność szlachecką”. Już w r. 1766 ambasador rosyjski w Warszawie, książę gen. Nikołaj W. Repnin (1764-1769) zakazał znosić liberum veto, a wojska rosyjskie, wprowadzone w r. 1764, już nie wyszły. Czartoryscy dopiero wtedy zrozumieli swój błąd. Poniatowski też nie nadawał się na króla w tak trudnej sytuacji. Rządziła nim Katarzyna II.
Położenie państwa polskiego ciągle się pogarszało. Ogół ciągle bronił „złotej wolności”, choć ta rujnowała życie społeczne i państwowe. Pamiętajmy, że źle rozumiana wolność zawsze niszczy więzy państwowe, solidarność i spójność. Socjalizmy bardzo szybko uznały rząd centralny i państwo za przymus i gwałt. Takie jest prawo marzycielskich utopistów. Toteż i UE na początku starała się osłabić państwo i jego władze. Szeroko głoszono, że nadchodzi era już tylko krain czy landów. Pewien członek PO, mówiący, że u nas „państwo istnieje tylko teoretycznie”, na pewno brał to za krytykę, ale chyba nie wiedział, że taki jest postulat, jeden z głównych, ideologii liberalnej, którą PO wyznaje, chociaż jest to postulat obłędny.
Nasza „złota wolność” tamtych czasów jest zazwyczaj traktowana jako coś pozytywnego, ale jako „wolność chaosu i rozpasania” stała się przyczyną naszej zguby. Wolność ma wiele imion. Państwa sąsiednie, które miały przeważnie charakter mniej czy więcej despotyczny, przetrwały owe trudne czasy i nawet się rozwinęły. Rozumiała to dobrze Rosja. Kiedy światli Polacy chcieli umocnić prawa i rządy, to „broniła” tej naszej „wolności” przeciwko reformatorom. Przypomina to od razu ataki naszych sąsiadów i niektórych Amerykanów na reformatorski rząd PiS, rzekomo „totalitarny”.
Rosja 23 czerwca 1767 r. doprowadziła do zawiązania konfederacji radomskiej przeciwko reformatorom naszego państwa i na znak wielkiej „życzliwości” caryca przysłała 30 tysięcy wojska przeciwko tymże reformatorom. Za rok sejm musiał wycofać wszystkie reformy, a słaby król dał na to zgodę. Może i niedawna koalicja nasza znała takie rodzaje „dyplomatyczne”, bo podjęła uchwałę, że w razie silniejszych demonstracji patriotycznych i reformatorskich, np. 11 listopada, rząd miałby prawo prosić o pomoc w ich uśmierzaniu siły zagraniczne.
Albo dlaczego pewne ośrodki, zwłaszcza liberalne i ateizujące, ustawicznie szkalują patriotów i katolików? Ano, żeby nas skłócić z innymi i osłabić, i możliwie nie dopuścić do rządu. Kiedy za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego odrodzeniowy ruch patriotyczny i katolicki zaczął się mimo wszystko umacniać, w pewnym okresie starano się wywołać w kraju wojnę religijną protestantów i prawosławnych przeciwko katolikom. Wojna protestancka nie udała się, ale prawosławna okazała się straszliwa. Oto kiedy w r. 1768 na Ukrainie w Barze zawiązała się konfederacja pod kierunkiem rodów Krasińskich i Puławskich, żeby usunąć z Polski wojska rosyjskie, emisariusze rosyjscy („zielone ludziki”) zaczęli podburzać prosty lud ukraiński przeciwko Polakom, Kościołowi łacińskiemu i grekokatolikom pod „humanistycznym” hasłem „rezać panów i katolików”, no i dodatkowo Żydów. W tym celu poświęcano noże w cerkwiach. W rzezi humańskiej zamordowano ok. 20 tysięcy ludzi. Hajdamaczyzna (koliszczyzna) objęła województwo bracławskie i kijowskie, a także Podole i Wołyń. Tereny te Rosja przygotowywała do przejęcia. Ale „hajdamacy” mordowali tak okrutnie, że sami Rosjanie wysłali swoje wojsko przeciwko nim.
Konfederacja Barska objęła niemal całą Polskę, ale król Poniatowski nie przystąpił do niej. Posłuchał Katarzyny i polecił wojsku polskiemu poprzeć wojska rosyjskie w walce z konfederatami. Król znowu nie wiedział, że w r. 1770 Rosja, Prusy i Austria radziły już nad częściowym rozbiorem Polski. Przy czym Austria nie była tak wroga Polsce, lecz raczej chciała, by Rosja nie urosła za bardzo w siłę. W r. 1772 nastąpił jednak I rozbiór Polski, oczywiście pod hasłem zaborców, że rewindykują ziemie, które kiedyś rzekomo posiadały. Zupełnie jak w r. 1939.
Ale w polityce nawet największy rozbój musi być „legalny”, tak jak za komuny. Rozbiór musiał być zatwierdzony przez nasz sejm. Trzeba go było zwołać. Nikt nie chciał jechać. Król wysunął kandydaturę na marszałka Adama Ponińskiego (zm. 1798), jednego z przywódców konfederacji radomskiej, notabene bardzo skorumpowanego, brał on wielkie pieniądze i odznaczenia od zaborców i zagarnął fundusz pojezuicki przeznaczony na oświatę. Zresztą musiał też zdobywać pieniądze na werbowanie posłów, choć zdobył ich tylko 102. Tadeusz Rejtan zaprotestował od razu przeciwko uznaniu zaboru, wykorzystując niezniesione liberum veto. Wysłuchała go tylko grupa, reszta wraz z marszałkiem wyszła z sali poselskiej, zresztą przy pomocy żołnierzy rosyjskich, którzy byli na korytarzu. Mimo wszystko sejm trwał aż dwa lata. Ostatnia sesja odbyła się 11 kwietnia 1775 r. Król ochoczo podpisał akt rozbioru, tyle że ołówkiem, bo ktoś schował kałamarz z atramentem. Bywają takie małe znaki wielkich rzeczy. Pamiętamy, że także przy podpisywaniu traktatu lizbońskiego w r. 2009 wieczne pióro odmówiło naszemu prezydentowi posłuszeństwa.
Rozbiór wpłynął na wzmocnienie ruchów odrodzeniowych. W r. 1788 Rosja, prowadząc wojnę z Turcją i Szwecją, nie chciała trzeciej z Polską i wycofała swoje wojska z Polski i Litwy. Nasz król zgodził się na zwołanie wielkiego sejmu reformatorskiego (6 października 1788 – 29 maja 1792). Sejm ten uchwalił Konstytucję 3 maja 1791 r. o wartościach światowych na owe czasy. Przyjmowała ona jako zasadę: suwerenność narodu (jak PiS i Zjednoczona Prawica dziś), trójpodział władzy w państwie, parlament dwuizbowy, tolerancję religijną, duże uprawnienia mieszczan, chłopów wzięto pod ochronę prawa; porządkowała niemal całe życie państwowe i w ogóle wzmacniała państwo. Twórcami tego dzieła byli głównie Stanisław Małachowski, ks. Hugo Kołłątaj i Ignacy Potocki. Całość dzieła streszczała nowoczesna formuła: „Ktokolwiek stanie na ziemi polskiej, wolnym jest”. Nasza reforma była bezkrwawa, podczas gdy we Francji urządzano rzezie.
Targowica
Król pruski i cesarz niemiecki uznali Konstytucję 3 maja, a Rosja wypowiedziała Polsce wojnę. Ale i część oligarchów polskich przeraziła się, że utraci swoją samowolę i będzie musiała się poddać nowym prawom. Trzej feudałowie: dwaj hetmani – Ksawery Branicki i Seweryn Rzewuski, a trzeci generał artylerii koronnej Szczęsny Potocki udali się do Petersburga – dziś tacy udawaliby się do Brukseli – gdzie przedłożyli carowej projekt przywrócenia dawnego stanu rzeczy i udzielenia pomocy w postaci 60 tys. wojska. Zresztą i sama Katarzyna II postanowiła przywrócić protektorat rosyjski w Polsce. Zdrajcy podpisali akt zdrady w Petersburgu 27 kwietnia 1792 r., a ogłosili z datą 14 maja jako akt konfederacji, w Targowicy, bo dopiero wtedy znaleźli się na skrawku Polski.
Przypomina to późniejszy manifest lipcowy. Polacy zdołali zgromadzić tylko 45 tysięcy żołnierzy. A w dodatku król pruski sprzymierzył się z Rosją. Wodzem naczelnym naszego wojska był książę Józef Poniatowski, a przy nim generał Tadeusz Kościuszko. Jeden z dowódców, książę Ludwik Wirtemberski, okazał się zdrajcą. Polacy nie byli dobrze przygotowani militarnie, za mało było wojska i czasu. Stoczono kilka pomyślnych bitew m.in. pod Połonnem, Zieleńcami i Dubienką. Ale tydzień po bitwie pod Dubienką, w lipcu 1792 r., król Stanisław August przystąpił do Targowicy i wydał wojsku rozkaz zaprzestania walk z Rosją. Obawiał się, że caryca zrzuci go z tronu. Przed Kościuszką tłumaczył się, że nie wierzy w zwycięstwo. A targowiczanie, zdobywszy władzę przy pomocy wojsk rosyjskich, zaczęli niszczyć całe dzieło Konstytucji 3 maja i tak obronili swoją „demokrację”.
Każdy większy bandytyzm w historii musi zostać „zalegalizowany”. Toteż okupanci, Rosja i Prusy, które się tak bardzo zdradziecko obłowiły, nakazały zalegalizować ich grabież ziem polskich przez nasz Sejm. I dokonał tego Sejm w Grodnie, obradujący w dniach 7 czerwca – 23 listopada 1793 r., co do zaboru rosyjskiego, o zaborze pruskim milczano. Przy czym Rosja nie uważała II zaboru za pełny sukces, bo musiała się podzielić z Prusami. W czasie obrad w Grodnie żołnierze pruscy i rosyjscy przebywali w sali sejmowej z bronią. Podobno przez pierwsze trzy dni i noce przetrzymywali posłów bez jedzenia i spania. A potem przez dwa miesiące na różne sposoby znęcali się nad nimi, aż posłowie pozwolili podpisać rozbiór bez głosowania. Król zgodził się też na rozpuszczenie 30 tysięcy wojsk polskich, a pozostawienie tylko 15 tysięcy. Takie były owoce konfederacji targowickiej. I podobnych owoców chcą dziś politycy udający się do Brukseli, do Ameryki i gdzie indziej z żądaniem, by zabić odrodzeniowe dzieło większości politycznej w Polsce. Jest to coś bardzo tragicznego. Społeczeństwo polskie nie może nie bronić się w sposób w pełni zdecydowany i mocny. Inaczej podzielimy los Polski potargowickiej. Wówczas nie były w stanie uratować wolności Polski nawet najbardziej krwawe powstania: Kościuszkowskie, Listopadowe, Styczniowe, Warszawskie i inne. A podłość złych polityków jest straszliwa. Nie wyobrażaliśmy sobie, że może mieć miejsce i dzisiaj w Polsce. Ile potwornego zła może wyrządzić społeczeństwu, państwu, narodowi trzech egoistycznych i podłych ludzi!
***
Nie należy wreszcie lekceważyć także pomniejszych działań przeciwko prezydentowi, premierowi, rządowi, PiS-owi i Zjednoczonej Prawicy, a również i przeciwko wyróżniającym się patriotom i działaczom katolickim. Mogą bowiem przynieść także wiele zła takie rzeczy, jak nieustające i wściekłe ataki słowne i psychologiczne, organizowanie nienawistnych demonstracji (KOD), rozsiewanie kłamstw, oszustw i pomówień, tworzenie atmosfery toksycznej w państwie, ciągłe kalanie gniazda ojczystego, co lubią czynić niektóre gazety i inne pisma, ustawianie dzieci i młodzieży przeciwko Ojczyźnie i wyższym wartościom, zdarzające się niekiedy sabotowanie praw, rozporządzeń i akcji nowych władz, złośliwości niektórych samorządów tak, jakby nowy rząd był nielegalny lub niekompetentny, wyśmiewanie wystąpień z gestami religijnymi prezydenta i władz państwowych, głośne radowanie się w mediach, gdy rządowi się coś nie udało, np. uzyskać stałe bazy NATO w Polsce, ciągłe forsowanie obłędnych idei i praktyk niemoralnych i wiele innych. W ogóle chyba najgorszy jest brak prawdy i życzliwości społecznej. Weźmy jeden przykład. PO bojkotowała totalnie projekt „500+”, a tuż przed uchwaleniem go zaproponowała objąć nim także każde pierwsze dziecko, a nawet wyższą stawkę. Liczni krytycy PO mówili: PO jest sprzeczna ze sobą! Otóż nie zrozumieli oni taktyki podstępu. PO była logiczna, bo w jednym i drugim przypadku chodziło jej o skompromitowanie projektu PiS. W przypadku drugim chodziło o niestracenie poparcia ze strony rodzin i dzieci, bo zgłosiła popularny projekt, a jednocześnie chciała, żeby PiS się skompromitowało przez rozbicie budżetu. Poza tym niewytłumaczalne są częste jakieś zaciemnienia. Na przykład w czasie przemówienia prezydenta w parlamencie i wzmianki o głodujących dzieciach buczeli, a potem mówili niektórzy ludzie z PO, że nie znają ani jednego dziecka głodującego. Tymczasem statystycy informują, że w r. 2014 było w Polsce ok. 900 tysięcy dzieci dotkniętych ubóstwem. Jak polityk może nie mieć o tym wiedzy?
Sytuacja jest bardzo groźna. Ale należy się modlić i realizować miłosierdzie w życiu polskim.
Ks. prof. Czesław S. Bartnik
Artykuł opublikowany na stronie: naszdziennik.pl/mysl/153569,zdradzie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz