Sierżant Straży Granicznej Marcin Jurewicz opowiada w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" o kulisach swojej pracy na Węgrzech, gdzie bronił granicy przed islamskimi w dużej mierze imigrantami.
Wkrótce po powrocie do Polski powiedział, że nie chciałby się spotkać w ciemnym zaułku z niektórymi imigrantami, których zatrzymał.
"To prawda, ale to są zdroworozsądkowe spostrzeżenia. Nie jestem nastawiony anty do innych narodowości czy wyznań i jeśli ktoś nie chce mi zrobić krzywdy, to nie mam nic do niego. Tu niestety mamy do czynienia z ludźmi, którzy wbrew temu, co twierdzi wielu, nie do końca są pokojowo nastawieni. Na sto zatrzymanych przez nas osób było tylko kilku obywateli Syrii, reszta to obywatele Pakistanu, Afganistanu, Bangladeszu, Iraku, Iranu, Erytrei, a także Kosowa, Albanii czy Turcji" - mówi "Naszemu Dziennikowi".
"Podczas zatrzymań nie było jakichś skrajnych sytuacji, ale zachowywaliśmy ostrożność, bo dochodziły do nas informacje z serbskiej strony, że niestety, ale różnie z nimi bywa. Czasami trzeba więc było zadziałać bardziej zdecydowanie. Próbowali uciec nam za wszelką cenę. Cały czas chcą nadal dotrzeć do Niemiec, a kraje, przez które się przemieszczają, traktują jako tranzytowe" - dodaje funkcjonariusz.
Cała rozmowa na stronach "Naszego Dziennika".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz