KORESPONDENCJA Z RZYMU. Z perspektywy Warszawy nie doceniamy tego typu prezydenckich wizyt. A to bardzo dobre wizytówki polskiego państwa. I duży plus prezydentury Andrzeja Dudy
Dwudniowa wizyta Pary Prezydenckiej w Watykanie – której przebieg, mam nadzieję, mieli państwo zrelacjonowany w szczegółach na bieżąco - dobiegła końca. Andrzej Duda wraz Małżonką i córką spędzili w Rzymie niemal dokładnie dobę. 24 godziny, które po trochu były roboczymi odwiedzinami prezydenta Polski we Włoszech, a trochę jednak pielgrzymką, bo przecież modlitwę przy grobie śp. Jana PawłaII czy audiencję u papieża Franciszka nie sposób odłączyć od duchowego wymiaru wizyty.
Zwłaszcza pierwsze godziny obecności polskiej pary prezydenckiej w Watykanie upłynęły pod tym znakiem. Głowa polskiego państwa wraz z całą delegacją wzięli udział w Mszy Świętej przy grobie polskiego papieża, a mocna homilia abp. Tylko podkreśliła duchowy i, nie ma co kryć przy takich okazjach patetycznych słów, patriotyczny wymiar wizyty prezydenta Dudy. Furorę w internecie zrobiło zdjęcie Kingi Dudy, która w czasie gdy jej rodzice byli witani (czy wręcz fetowani, o czym za chwilę) przez Polaków przebywających w bazylice św. Piotra, uklęknęła przy grobie polskiego papieża. Choć mocno sentymentalny, to jednak symboliczny obrazek.
No właśnie, reakcja Polaków za granicą na polską Parę Prezydencką. Przyzwyczailiśmy się do tych obrazków, ale to jednak niezwykłe i uderzające, w jaki sposób Andrzej Duda jest witany przez naszych rodaków. Tak było wcześniej w Paryżu czy Nowym Jorku, tak też było i w Rzymie. Wygląda to trochę jak sceny z Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie tuż po zaprzysiężeniu Dudy (choć oczywiście na mniejszą skalę), gdy Polacy w długim szpalerze wiwatowali na cześć nowej głowy państwa. Mieszkający za granicą rodacy, jak również polscy turyści czy pielgrzymi, których przecież nie brakuje, okazują wielki entuzjazm. Ściskają prezydenta, robią mnóstwo zdjęć, śpiewają, zapewniają o modlitwie. W Polsce takie obrazki nie przebijają się do opinii publicznej. A szkoda, bo – niezależnie od różnic w poglądach i oceny politycznej działalności prezydenta – są wyrazem wielkiego szacunku do polskiego państwa. Budujące.
Inną z nieformalnych tradycji, jaka wytworzyła się w ciągu tych kilku miesięcy prezydentury Dudy są spotkania z Polakami w ambasadach. Na tego typu ceremoniach (bo rozmowom towarzyszą zazwyczaj odznaczenia zasłużonych Polaków mieszkających za granicą) pojawia się ok. 100-200 osób. Są obecni weterani wojenni, bohaterowie polskiej historii dumnie wypinający pierś do orderów, ale są i ci cisi bohaterowie polskości – nauczyciele, wychowawcy i rodzice mozolnie wpajające polską tożsamość najmłodszym z nas. Prezydent zawsze im dziękuje, do znudzenia podkreślając wdzięczność, jaka się im należy.
I znów – z perspektywy Warszawy wydaje się to niewiele, traktujemy to, pewnie słusznie, jako obowiązek prezydenta. Ale tym ludziom, tam na miejscu, potrzeba polskiego państwa, wsparcia od polskiego prezydenta – niechby nawet na razie słownego, choć miejmy nadzieję, że nie tylko, a powołane przez Dudę biuro ds. relacji z Polakami za granicą (kieruje nim minister Adam Kwiatkowski) należycie wypełni swoje zadania. Sam prezydent na takich spotkaniach odnajduje się doskonale - Andrzej Duda o tyle nadaje się do tej roli, że jego przemówienia są naszpikowane emocjami i zaangażowaniem. Znamy ten ton z kampanii wyborczej, gdy momentami był krytykowany za przesadny patos podczas swoich wieców. Być może, niemniej jednak na takich „ambasadorskich” spotkaniach tego typu postawa jest po prostu oczekiwana.
Więcej o dwóch spotkaniach w ambasadach w poniższych linkach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz