O. Zbigniew Deryło OFMConv: Ten cud się wydarzył na początku VIII w., czyli ponad 1250 lat temu. Grupa mnichów bazyliańskich przybyła tu z Konstantynopola, gdyż było tam wówczas wielkie prześladowanie czcicieli ikon. Mnisi mieli odwagę stanąć wobec cesarza w obronie kultu ikon, kierując się wolnością sumienia. Tym samym narazili się na prześladowanie. Wierzący uciekali wówczas w różne strony świata, a część mnichów przybyła właśnie tutaj. Wśród nich był jeden kapłan, bazylianin, o którym mówi się, że zwątpił w rzeczywistą obecność Chrystusa w Eucharystii. Osobiście nie podzielam tego zdania. Wydaje mi się, że doświadczenie prześladowania, jakie go spotkało i znalezienie się w nowych warunkach, w obcym kraju, wstrząsnęło wieloma rzeczami w życiu tego zakonnika. Być może przeżywał kryzys połowy wieku. Może zetknął się z ludźmi wątpiącymi publicznie w obecność Jezusa w Eucharystii. W każdym razie coś wstrząsnęło tym człowiekiem. Nazwałbym to bardziej nocą wewnętrzną niż zwątpieniem. Wprowadzony w tę głęboką noc pytał się o sens swojego kapłaństwa: o to czy rzeczywiście ma boską władzę, czy naprawdę Jezus wyszedł z grobu; bo jeśli nie zmartwychwstał, to on sam nie ma żadnej władzy i wierzy w nieboszczyka, którego nie ma w Eucharystii. Tylko Bóg może powiedzieć, jak bardzo cierpiał ten człowiek i czego doświadczył. Z pewnością ukrywał to przed ludźmi. Tego dnia, kiedy sprawował Eucharystię właśnie na tym terenie, jedynie on sam i Bóg wiedzą, co przeżywał. Myślę, że to był szczyt jego cierpienia. Być może był to moment, że gdyby Bóg nie odpowiedział w taki czy inny sposób, to ten człowiek by się kompletnie załamał.
- Bóg jednak odpowiedział…
O. Zbigniew Deryło OFMConv: Tak. Bóg odpowiedział w czasie tej Eucharystii. Po konsekracji, kiedy ów zakonnik wymienił słowa „Bierzcie i jedzcie, to jest moje Ciało… Bierzcie i pijcie, to jest moja Krew” – wtedy zobaczył, że hostia zamienia się w ciało, a wino w krew. I tak jak ten poprzedni stan ukrywał przed ludźmi, tak teraz nie był w stanie nic ukryć, gdyż nie mógł kontynuować Mszy. Jako wschodni mnich liturgię sprawował w małej kapliczce w oddzieleniu od ludzi, jednak słysząc ich szemranie wyszedł do nich mówiąc: „wejdźcie i zobaczcie, jaki cud się dokonał”. Na podstawie tych słów można wnioskować, że ten człowiek zrozumiał, iż jest to odpowiedź zarówno dla niego, jak i dla innych. Odczytał, że Bóg nie ma do niego żalu. Wręcz odwrotnie: ten cud jest pewnego rodzaju nagrodą, za wytrwanie, za to, że nie uciekł, nie odszedł. Uznał to za znak, że obroną dla chrześcijan jest Bóg obecny w Eucharystii, który rozumie i może pomóc. Analogicznie jak św. Tomaszowi, którego my nazywamy niedowiarkiem, Chrystus dał mu do zrozumienia, że użyje nawet jego upadków, wątpliwości i słabości, jeśli będzie trwał szukając Go. Tomasz odczuł wiele miłości w słowach Chrystusa, upadł na kolana wyznając: „Pan mój i Bóg mój!”. Znaczy to, że zrozumiał, iż Pan nie ma do niego żalu.
- Zrozumiał to i ów bazylianin; przemianę eucharystycznych postaci zobaczyli ludzie. Co działo się dalej?
O. Zbigniew Deryło OFMConv: Kroniki przekazują, że kilka dni po cudzie mnisi bazylianie zobaczyli, jak cudowne Ciało eucharystyczne się kurczy. W moim przekonaniu uczynili rzecz wskazującą, że byli mądrymi ludźmi, używającymi rozumu i serca. Otóż przygotowali specjalny materiał pokryty szlachetnym suknem i przybili Ciało Pańskie wokół 12 gwoździkami do tego materiału z myślą, żeby je zachować w kształcie hostii dla przyszłych pokoleń. Dzięki temu dzisiaj cudowne Ciało z Lanciano ma okrągły kształt hostii. Krew zgromadziła się natomiast w pięciu osobnych grudkach. Każda z nich jest nieco inna pod względem wielkości i kształtu. Co do hostii, to jej środek jest dziurawy. Oprowadzałem kiedyś grupę z Polski, w której, jak się potem okazało, był kardiolog ze Szwajcarii. Poprosiłem go, aby w najprostszy sposób wyjaśnił mi, tak abym zrozumiał, dlaczego jest ta dziura w środku. Z punktu widzenia nauki potwierdził on to, co powiedzieli lekarze włoscy. Powiedział, że jest to serce ludzkie przekrojone wzdłuż. Dziura powstała, gdyż mnisi przybili je gwoździkami, a ono nie mogło się skurczyć. Dodał, że serce gdy umiera – kurczy się i zamyka.
Wniosek z tego taki, że mamy tu konające serce, które chciało się zamknąć, serce umierające z miłości dla nas. Nawet przybite gwoździkami zachowało się zgodnie z naturą, zamykając się niejako odwrotnie, na boki. Środek niby jest dziurawy. Jednak gdy się podejdzie blisko i dobrze przyjrzy, to można zobaczyć cieniutką błonkę, która łączy całość.
- Przez wieki nie brakowało różnych ludzi: zarówno niedowiarków, jak i ciekawych cóż to naprawdę jest za ciało. Podjęto badania. Jaki był ich wynik?
O. Zbigniew Deryło OFMConv: W 1970 r. i w 1971, pod kierunkiem żyjącego jeszcze prof. Linoli, specjaliści z Uniwersytetu ze Sieny i Arezzo pobrali próbki z Ciała i Krwi i poddali je bardzo dokładnym badaniom, które trwały dwa lata. Konkluzją był telegram, w którym napisali: „Słowo Ciałem się stało”. Potem przywieźli zarówno pobrane próbki, jak i wyniki badań. Mówiąc najprościej stwierdzili, że cudowne Ciało z Lanciano i cudowna Krew należą do gatunku ludzkiego. Grupa krwi: AB. Kawałek pobrany z Ciała Pańskiego jest tkanką mięśnia sercowego. Z punktu widzenia medycyny w cudownym Ciele Eucharystycznym jest kompletne ludzkie serca, gdyż obecne są w nim wszystkie elementy, które tworzą ludzkie serce. Stwierdzono też, że jest to zasuszone mięso, jednak w środku ma żywe białka. Wypisano ile czego jest w takich samych ilościach jak w żywym ludzkim ciele i w świeżej ludzkiej krwi. Nie znaleziono też żadnych środków konserwujących. A zatem od VIII w. po dziś dzień nie było nic robione, aby je zachować w takim stanie, w jakim są.
Nasi bracia byli ciekawi, czy potwierdzą się badania robione w XVII w. przez komisję lekarską pod kierunkiem miejscowego biskupa. Zważono wówczas Krew Pańską. Mówiono, że z tych pięciu grudek jedna ważyła tyle, co wszystkie, a wszystkie razem tyle co jedna. Grupa lekarzy pod kierunkiem prof. Linoli wiedziała o tym i powtórzyła badanie. Okazało się, że jednak są minimalne różnice. Wyjaśniono to różnicą doskonałości przyrządów, którymi posługiwano się w XVII w. i obecnie. Ówczesne narzędzia nie były tak precyzyjne. Stwierdzone różnice są jednak tak minimalne, że i obecnie można się zgodzić z opinią stwierdzoną w XVII w. Niektórzy wysuwają tu różne teorie, od których ja jednak się wstrzymuję.
- Obecnie kościół św. Franciszka w Lanciano jest miejscem kultu. Jak reagują ludzie, którzy tu przychodzą?
O. Zbigniew Deryło OFMConv: Tu przychodzi bardzo dużo ludzi. Po Włochach najwięcej jest Polaków. Następnie najwięcej jest prawosławnych z Rosji i Ukrainy. Spotkałem kiedyś małżeństwo z USA, dwoje starszych ludzi. Bardzo mnie urzekło ich zachowanie: oddali głęboki pokłon. Potem przyszedł do mnie ten człowiek mówiąc, że był diakonem baptystą. Trzy lata temu ponownie przyjął chrzest w Kościele katolickim. Zrezygnował z wszystkich funkcji w Kościele baptystów. Powód? Eucharystia. Przyznał, że kiedyś bardzo zwalczał rzeczywistą obecność Jezusa w Eucharystii i kpił z wiary katolików w tę obecność. Pewnego dnia coś się stało, coś w nim pękło. Odczuł wielką miłość do Eucharystii, wielki żal za to, co robił. Odkąd przyjął chrzest wraz z żoną każdego dnia są na Mszy. Już jako baptysta wiedział o Lanciano. Gdy został katolikiem bardzo chciał tu przyjechać.
Kolejny przykład: kobieta, Rosjanka, aktorka lekko po pięćdziesiątce. Widziałem jej głęboki ukłon wskazujący, że jest ze Wschodu. Podeszła do mnie ze łzami w oczach mówiąc: „Ojcze, jaka jestem szczęśliwa. Ochrzciła mnie babcia w Kościele prawosławnym, ale nie praktykowałam. Kiedyś weszłam zaciekawiona do kościoła katolickiego św. Ludwika w Moskwie. Tej samej nocy przyśnił mi się kapłan trzymający Eucharystię i usłyszałam głos z hostii: czekam na Ciebie, kocham Cię”. Żartobliwie dodała: „Jestem artystką, więc uwierzyłam od razu”. Od pięciu lat jest katoliczką zafascynowaną Eucharystią. Gdy przyjechała tutaj klęczała, wielbiła Pana, płakała mówiąc „On jest moim życiem!”. Jej córka także przyjęła chrzest w Kościele katolickim i wnuczkę również ochrzcili.
Inny przykład. Przyjeżdża tu także wielu ludzi z Korei. Urzekający jest sposób, w jaki się modlą.
Opowiadałem kiedyś Polakom o Jezusie w Eucharystii, kim jest tutaj. Jedna z kobiet zaczęła tak mocno płakać, że wykrzyczała swój ból. Mówiła: „To ja Cię tak lekceważyłam, Panie mój!”. Odeszła od grupy, uklękła blisko cudu i długi czas trwała w potoku łez. Potem przyszła do mnie i poprosiła o spowiedź. Zapytała o kasetę, o książkę, gdyż chce mówić o tym ludziom. Jest dziennikarką w Polsce.
- Ludzie chodzący do kościoła widzą hostię. Kapłan sprawujący codziennieEucharystię trzyma przemienioną hostię w rękach. Jednak takie miejsca jak to, gdzie widać hostię zmienioną w Ciało i wino zmienione w Krew, przemawiają do wyobraźni. Czy pobudzają wiarę w rzeczywistą obecność Chrystusa w Eucharystii?
O. Zbigniew Deryło OFMConv: Odpowiem najprościej: mogą, jeśli człowiek jest otwarty. Nie muszą, gdyż bardzo dużo zależy od nas. Mnie osobiście bardzo pomogło i pomaga bycie tutaj. Dlaczego? Kiedy znalazłem się tu pierwszy raz w 1983 r., jako młody franciszkański kleryk, miałem żal do Pana Boga, że to miejsce nie należy do mojej prowincji, bo wówczas mógłbym tu być. Tymczasem miejsce to było obsługiwane przez prowincję włoską. Żałowałem też drugiego miejsca: Padwy, u św. Antoniego – gdzie później, dzięki Bogu, i tak się znalazłem na sześć lat. Myślałem, że tutaj też nigdy nie będę, a jednak udało mi się i jestem już dwa lata. Kiedy od roku zacząłem więcej adorować Pana Jezusa – wieczorami, kiedy nie ma ludzi – zrozumiałem to, o co pytał się tamten mnich: czy Jezus zmartwychwstał, czy jest obecny w Eucharystii. Chrystus powiedział w Wieczerniku: „Czyńcie to na moją pamiątkę”. Czyli dał nam moc. To znaczy: nie tylko bierzcie, ale zacznijcie to robić moją mocą.
W Wieczerniku Jezus nakazał nam też miłość. Zacząłem sobie uświadamiać, że Jezus nie dał nam tylko przykazania. On dał nam w Wieczerniku rozkaz: czyńcie to na moją pamiątkę. Dał też kolejny rozkaz: kochajcie się. W hebrajskim, łacińskim i włoskim nie ma przykazania, jest rozkaz. Gdy sobie to uświadomiłem, zrozumiałem, że nie mam prawa dyskutować z Nim na ten temat. Dał nam siebie, abyśmy Go jedli. Rozkazał nam, byśmy się miłowali. W Ewangelii św. Jana polskie tłumaczenie mówi: „kto mnie spożywa”. Włosi mają – „kto mnie je”. Jezus nie był wykształciuchem, nie używał słów bardzo wyszukanych. Mówił prostym aramejskim. Na szczęście w polskim mszale zostawione jest „Bierzcie i jedzcie!”. To jest bardzo mocne wyrażenie. Jezus mówi: Kto mnie je, żyje ze mnie. Do mnie przyjdzie i Ja przyjdę do niego i mój Ojciec przyjdzie i damy mu Ducha Świętego. To jest to święte zjednoczenie, które wychodzi od Boga, to jest ta święta komunia. Bóg daje mi swoje bosko-ludzkie Serce, źródło miłości i miłosierdzia, ja je jem, dlatego ma prawo mi nakazać – miłujcie się, kochajcie się! To nie jest prośba, On nie tylko coś przykazuje. To jest nakaz, wezwanie. Kiedy sobie to uświadomiłem, odczułem w sobie wdzięczność i ból. Wdzięczność – za tak olbrzymi dar, jakim jest Jego bosko-ludzkie Serce w Eucharystii. Zrozumiałem to dzięki Cudowi z Lanciano.
Potem odczułem ból i żal do siebie, że tyle lat celebruję i jem, a wcale się tak bardzo nie zmieniłem. Co mam teraz robić? – zacząłem wpadać w pewnego rodzaju „dołek”. I wtedy adorując Pana Jezusa tu, w Cudzie, zrozumiałem, że Bóg tego nie chce. Jeśli mi pokazuje i daje łaskę zrozumienia, to nie po to, żeby mnie zdołować, czy żebym ja się sam zdołował, ale po to, żebym zrozumiał i był Mu wdzięczny, i pokornie przyjął ten fakt: to jest Jego Serce, Ono jest takie, a ja jestem taki, i żebym się nie zniechęcał, ale szukał. Wtedy następuje nawrócenie – to On nawraca, przemienia i jednoczy. I odzyskałem ponownie radość i wdzięczność Bogu.
Czasem myślałem o tej kobiecie z Ewangelii, od kilkunastu lat chorej na krwotok, która mówiła: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. A ja, jako kapłan, nie tylko Jezusa dotykam, ja Go jem. Myślę, że to jest właśnie to – „Tego, kto mnie je, Ja uczynię mną”. Do nas należy tylko być pokornym, przyjąć to i z wdzięcznym, cierpliwym przyzwoleniem dać się prowadzić przez Pana. On wiedział, że my będziemy słabi i grzeszni. Dlatego samym Apostołom daje moc sprawowania Eucharystii i odpuszczania grzechów, wiedząc, że bez tego nie damy rady, nie będziemy mogli przyjść i korzystać w pełni z Jego obecności. Cud z Lanciano mówi, że On jest obecny w każdej Eucharystii.
Czasem ktoś może zarzucić, że wymyślili to wszystko włoscy lekarze, katolicy. Zrobili badania i podali wyniki, a kto ich sprawdzi? Otóż włoski lekarz, prof. Odoardo Linoli, przewidział to i z grupą lekarzy zwrócili się do ONZ, która w 1976 r. przysłała dwóch czy trzech swoich lekarzy. Pobrali oni próbki Ciała i Krwi z Cudu i przebadali je. Zostawili dokument o tym, że wyniki przeprowadzonych badań potwierdzają to, co mówią lekarze włoscy. Jeszcze raz wypunktowali to, że nie ma śladu środków konserwujących i ten Cud sam się tak zachował. Wniosek jest bardzo prosty, sami możemy go wyciągnąć. Jezus mówi przez to: nie martwcie się o to, żeby mnie dobrze przechować. Pozwólcie mi tylko zrealizować w waszych sercach to, co ukryłem w tym Cudzie dla was; bo jeśli pozwoliłem mnichowi przeżyć ciemną noc i doprowadziłem go do skraju wytrzymałości wiary, to cel jest bardzo jasny i konkretny – żeby wam pomóc, dać wam odpowiedź.
My często mówimy, że gdy nauka nam pomoże, to uwierzymy, gdy nauka nam da odpowiedź, to ją przyjmiemy. Nie jest prawdą to, że gdy otrzymamy na wszystko odpowiedzi, staniemy się wierzący. To jest ludzka zarozumiałość. Sam Pan Jezus daje przykład: nawet gdyby ktoś z nieba przyszedł do was, i tak nie uwierzycie. Kiedy Pan Jezus powiedział do żydów, swoich braci i sióstr, że kiedyś da im do zjedzenia siebie, swoje Ciało, zareagowali oni w bardzo zdrowy sposób. Powiedzieli Mu: „Tyś zgłupiał, tyś postradał zmysły, szatan Cię opętał, za kogo Ty nas masz? Za kanibali? Mamy Ciebie jeść i będziemy mieli życie?”. I wtedy bardzo wielu ludzi, którzy szli za Jezusem, odeszło od Niego. Wówczas On z wielkim bólem w sercu zwrócił się do Apostołów i grupki, która przy Nim została: „Czy wy też chcecie odejść z tego powodu? Właśnie z tego powodu, że dam wam kiedyś moje Ciało i będziecie jeść?”. Ten powód, dla którego wielu odeszło od Pana Jezusa, pojawił się właśnie w VIII w. wśród teologów. Być może ten mnich, jako człowiek wykształcony, spotkał się z tymi trendami, które razem z doświadczeniem prześladowania mocno nim zachwiały. To, co do tej pory było pewnością, stało się niepewne. I Cud z Lanciano jest odpowiedzią dla nas wszystkich, na wszystkie czasy, jako dowód, że Pan Jezus nie tylko żyje z nami, ale kocha nas i liczy na nas.
Rozmawiał ks. J. Polak SJ, Radio Watykańskie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz