Strony

sobota, 29 października 2011

Kto milczy, zezwala na zło.



Kto milczy, zezwala na zło. 

 Rozmawiają Jacek i Michał Karnowscy z biskupem  Wiesławem Meringiem.

 - Księże biskupie, rozmawiamy w Pałacu Biskupim we Włocławku, gdzie od 600 lat mieszkają i pracują ordynariusze. Diecezja włocławska należy do najstarszych w Polsce. Ta perspektywa skłania do pytania o przyszłość Kościoła w Polsce, o zagrożenia, jakie przed nim stoją dzisiaj, kiedy środowiska lewicowe prowadzą brutalną antykościelną ofensywę.
           Często o tej historii myślę. Dla zrozumienia całości, teraźniejszości, człowiek musi wiedzieć, skąd wyrasta, jakie są jego korzenie. To wyjątkowe miejsce. Już w XII w. papież pisze do „biskupa, który jest we Włocławku". A z tego wynika, że wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Słynna czara włocławska, góra kielicha znaleziona w okolicy i pochodząca z IX-X w., jest tu wyraźnym znakiem i dowodem. Chrześcijaństwo we Włocławku jest starsze niż oficjalne przyjęcie go w naszym państwie.
-Z kolei w 1920 r. po przeciwnej stronie Wisty stali bolszewicy.
           Tak, i zniszczyli ciężkim ostrzałem Pałac Biskupów odbudowany kilka lat później. Bo to symbol trwałości, niezmienności, bycia jak skała w świecie, który podlega nieustannym rewolucjom.
-No właśnie, czy jak skała? Jeździ ksiądz biskup dużo po świecie i widzi, jak zlaicyzowany jest świat Zachodu, ile świątyń chrześcijańskich zamieniono w magazyny, mieszkania, kluby zabaw. Do tego spadek powołań. To dotknęło Francję, pierwszą córę Kościoła, Hiszpanię, jeszcze niedawno z ducha katolicką. 
               Byłem w przepięknym kościele gotyckim we Francji, wykupionym przez artystę malarza, który urządził tam pracownię, dzieląc wnętrze w poziomie na dwa piętra. Smutny widok. Podobne miejsca spotykałem w Belgii, Niemczech. To zatem prawda, że chrześcijaństwo w Europie traci oddech. Warto jednak pamiętać, że w innych regionach - jak Afryka, Azja - przeżywa ogromny, dynamiczny rozwój. I to pomimo prześladowań, jak w Sudanie, północnej Afryce, gdzie o swobodzie wyznania nie kraj ma mowy. Tam jest przyszłość Kościoła.
-A w Europie? Dlaczego Stary Kontynent jest tak zmęczony, zgorzkniały, tak lekką ręką odrzucający, ba, nienawidzący często, swoją chrześcijańską tożsamość, całą historię? 
             W latach 70. jako młody ksiądz polski pojechałem na stypendium rządu francuskiego do Strasburga. I wtedy po raz pierwszy zetknąłem się w tym niedużym wówczas mieście, jeszcze bez tej unijnej otoczki, z tym wszystkim, co później eksplodowało na Zachodzie, z nurtami, które potem tam buzowały, tak osłabiając Kościół. Mówiłem potem przez ponad 20 lat nauczania w seminariach, że to może przyjść i do nas. Było dla mnie jasne, że nie jesteśmy od tego zagrożenia wolni.
-Zastanawia się ksiądz biskup, czym jest ten wirus obezwładniający ludzi wiary, powodujący, że porzucają tak łatwo tożsamość, obyczaje i wyznanie poprzednich pokoleń? 
             Tak. Moim zdaniem kluczowe były dwa czynniki - dobrobyt i swoboda moralna. To były dwa haczyki, na które złapano chrześcijan. To miało decydujący wpływ. Nie wielkie idee, choćby najgłupsze, choćby najbardziej błyskotliwe z pozoru. Nie. Najważniejsza była obietnica życia zabawowego, na dodatek rzekomo bez żadnych konsekwencji. To obietnica świata, w którym każdy sam ustala sobie reguły.
-A Kościół staje się przeszkodą, nawet jeśli jest tylko znakiem sprzeciwu, przypomnieniem o innym wymiarze świata?
              Tak. Ale na coś jeszcze warto zwrócić uwagę. Spotykałem w latach 70. prawie samych księży socjalistów. Do dzisiaj tacy pozostają, nie zmieniają swoich poglądów. Wiem, bo widuję się z nimi już jako biskup. Kiedy mówiłem im, że Związek Sowiecki, który wychwalali jako przykład sprawiedliwego systemu, ma nieskończone bogactwa, a swoim obywatelom zapewnia tylko głód i nędzę, nie wierzyli mi. Dlaczego o tym mówię? Bo musimy pamiętać, że to księża zaczęli, niestety jako pierwsi, relatywizować chrześcijaństwo. Było to niezamierzonym, ale jednak efektem Soboru Watykańskiego II.
-Kiedy rozmawialiśmy o tych sprawach z arcybiskupem Józefem Michalikiem, powiedział, że odpowiedzią na zagrożenia dla Kościoła jest droga wskazana przez prymasa kardynała Stefana Wyszyńskiego. Nawiasem mówiąc, często nocował on w tym pałacu, widzieliśmy jego pokój, w którym przyjął śluby kapłańskie w tutejszej katedrze.
             Błogosławię codziennie temu, co robił, kim był kardynał Wyszyński. Widziałem też na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim jako student sporą grupę księży, którzy byli w pewnej kontestacji wobec niego. Ale my, świeccy, byliśmy nim zafascynowani. Kiedy przejeżdżał przez Lublin, wracając z konsekracji biskupa Tokarczuka, biegliśmy na stację całą grupą. Tam zebrało się kilka tysięcy ludzi. Prymas wyszedł. Kościoła inteligenckiego i ludowego esbecji nie udało się podzielić. To w wolnej Polsce ludowy zaczął być lekceważony przez „otwarty" Podbiegliśmy do niego, ucałowaliśmy go w rękę. Dla nas był największym autorytetem w ówczesnym Kościele, ówczesnym państwie. A gdzie była największa krytyka? Muszę powiedzieć wprost - na ówczesnym KUL, wśród profesorów, księży.
-W podobnym nurcie znalazł się później „Tygodnik Powszechny", któremu w polowie lat 90. 
Jan Paweł II wysłał publiczny, bardzo krytyczny list, stwierdzający, iż redakcji zabrakło wtedy, po upadku komunizmu, miłości do Kościoła. 
             Wszyscy wiemy, że Ojciec Święty sprzyjał „Tygodnikowi Powszechnemu", ochraniał go wcześniej, gdy był krakowskim metropolitą. Ale uznał, że linia tygodnika gdzieś zeszła na pobocze, że konieczne jest upomnienie. Warto przy okazji podkreślić, że dwóch nurtów Kościoła, inteligenckiego i ludowego, nigdy nie udało się podzielić. Chociaż esbecja za komuny pracowała nad tym ciężko. To się udało dopiero w wolnej Polsce. Wtedy kościół ludowy zaczął być lekceważony przez ten, który z taką satysfakcją nazwał się otwartym.
       -A to o tyle bolesne, że chrześcijanie stają się ostatnio ulubioną ofiarą wszelkich blużnierstw, prowokacji, szyderstw. Różni panowie redaktorzy bawią się najświętszymi motywami krzyża, Matki Bożej. Kościół to dostrzega? 
            Zdecydowanie tak. Mówi o tym głośno papież Benedykt XVI. Nazywa to agresją, fobią antychrześcijańską w Europie. Ojciec Święty, głowa chrześcijaństwa, stara się je ocalić, zdaje sobie sprawę z zagrożeń, jakie niesie współczesna kultura. Oczywiście, nie wszystko w niej jest złe. Ale są nurty zdecydowanie przeciwne chrześcijaństwu, a zwłaszcza katolicyzmowi. To jest to, o czym wspomniałem na początku. Oferuje się chrześcijanom rzekomo łatwe życie, łapie się ich na rozluźnienie moralne i niejednoznaczność dogmatyczną. Temu służą wypowiedzi znanej pani etyk, która mówi: „Nie wiem, co to są wartości chrześcijańskie". Naprawdę nie wie?
-Może nie chce wiedzieć, bo dzisiaj to etycy mają zastępować księży, decydować o tym, co dobre, a co złe.
            Tak, to oni mają być kapłanami w świecie, w którym wszystko jest względne.
       -No dobrze, widział ksiądz biskup zaczątki tego wszystkiego na Zachodzie, widział potem, jakie to przynosi skutki. I widzi teraz, że to samo próbuje się przeszczepić do Polski. Mamy więc pewne doświadczenia, możemy wyciągnąć wnioski, zastanowić się, jakich błędów nie wolno popełnić. Odpowiedzieć muszą na to nie tylko księża. Proszę mi powiedzieć, na ilu ludzi przyznających się do wiary może liczyć w swojej parafii ksiądz? Na ilu może liczyć biskup? To zawsze jest mniejszość. Musimy być świadomi tego, co próbuje się zrobić. Wiedzieć, że cała agresja wobec Kościoła, z jaką mamy dzisiaj do czynienia, jest żywcem przeniesiona z Francji, Belgii i innych krajów z lat 70. Tak jakby było to sterowane. Ich cel zawsze jest ruchomy. A na końcu jest nie żadna, jak twierdzą, naprawa instytucji, ale wypędzenie chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej. I tu zaczyna się rola świeckich.
-To prawda i naszą odpowiedzią jest przekonanie, że bez mediów tożsamościowych, silnych, zdolnych do powiedzenia „stop" zalewowi wulgarności, nie uda się tego zatrzymać. A odpowiedź Kościoła? Skupienie nauczania na przestrzeganiu przed wyborem pieniądza, konsumpcji. Pokazywanie, że to ma swoje konsekwencje dla rodziny, starości, życia. Że za to płaci się ogromną, choć czasami odroczoną w czasie cenę. Poza tym bez względu na wszystko musimy głosić Ewangelię. Na Zachodzie potworzyły się grupy, wspólnoty, żyjące wiarą i w zgodzie z wiarą. To ci, o których mówił Chrystus: rodzynki w cieście. Ale i drożdże, z których wyrośnie większe ciasto.
       -Oby. Na razie w Polsce jesteśmy na etapie, w którym porwanie i lżenie Biblii, wzywanie, by „chrześcijan rzucić do lwów" wielu akceptuje. Sądy, Krajowa Rada Radiofonii, telewizja publiczna, większość mediów. Te wszystkie instytucje organizują i pochwalają promocję człowieka, który tego się dopuszcza.
Widzę to nie tylko na poziomie stosunku do chrześcijaństwa, ale także szacunku do człowieka i jego relacji z Bogiem. A więc jednej z podstawowych wartości każdej kultury. To jest szalenie intymne. Więź każdego człowieka z Bogiem jest sprawą, której nie można brukać. Często zastanawiam się, jak to jest możliwe, że ten człowiek, zwany Nergalem, a tak naprawdę chłopak z Kaszub, z Gdyni może tak postępować? Jak mógł targnąć się na coś tak świętego, ważnego dla tylu ludzi jak Pismo Święte? I jeszcze znajduje obrończynię w pani etyk, która mówi, że ona też by podarła Biblię?! Dla mnie to niepojęte. To brak elementarnego szacunku dla kultury, wiary, nawet jeśli nie jest nasza.
         -Dlatego ksiądz biskup zareagował?
Tak, nie mogłem milczeć, nie mogłem nie wyrazić sprzeciwu. Bo to nie tylko antychrześcijańskie, to po prostu nieludzkie.
-Najbardziej szokujący był poklask, jaki tym zdobył.
Tak, także w tych wielu e-mailach i listach, które otrzymałem, były takie głosy, w tym groźby, że źle skończę, obelgi.
        -Jak można odczytywać cel tej promocji satanizmu? Chodzi o zrównanie satanizmu z chrześcijaństwem? Zła z dobrem? Przecież obrazki, którymi epatuje ten człowiek, powinny razić ludzi wszelkich wyznań, a także niewierzących. To po prostu czyste zło - zaszywanie ust dzieciom, wyjadanie wnętrzności, wezwania do przemocy itp. A im to się podoba. Nie możemy tego pojąć.
 Tu chodzi o - cytując Nietzschego - próbę totalnego przewartościowania wszelkich wartości. To jest kontynuacja tego, co zaczęło się w renesansie, potem była ta ponura rewolucja francuska. I kolejne rewolucje. One wszystkie były antychrześcijańskie, na sztandarach wybijały zarzut, że Kościół rzekomo ogranicza człowieka, nie pozwala mu być panem świata. Ale co robiły, jaki los, jakie piekło gotowały człowiekowi one same? Jak żyli ludzie w świecie, w którym wykreślano Boga? Sami to niedawno przeżywaliśmy. Kościół o tym musi mówić. Nie może bez przerwy, jak to ma miejsce po Soborze Watykańskim II, przepraszać. To nie jest właściwa droga. Nie można się bić nieustannie w piersi.
        -Dziś najbardziej zbrodnicze cywilizacje, gdzie składano tysiące ofiar z ludzi, przedstawia się jako raj.
A słyszeli panowie, a czy państwo czytali, żeby ktoś za zbrodnie Stalina, potwornego zbrodniarza, przeprosił?
        -Nie. I nawet w sprawie Katynia każą się nam targować. Wróćmy do satanizmu. Wiele osób bardzo zabolał ton, w jakim mówił o Nergalu w telewizji komercyjnej ksiądz Adam Boniecki. Lekceważąco, bez zrozumienia obaw chrześcijan, za to ze zrozumieniem dla promotorów satanisty. Z deklaracjami, że jako księdza porwanie Biblii go nie uraziło, a protestujący przeciw temu Nergała promują. Ksiądz zareagował na to listem otwartym. Dlaczego?
 Bo były to wypowiedzi księdza. Zabolało to wielu katolików, odebrałem wiele telefonów od osób świeckich w tej sprawie. Oddaję szacunek księdzu Bonieckiemu za to, co kiedyś wnosił w swoich książkach. Ale tu nie mogłem milczeć. Nergal nie potrzebuje obrony ze strony duchownych. On sobie doskonale poradzi. Mówią, tak też twierdzi „Tygodnik Powszechny", że zrobiłem temu sataniście reklamę, że dzięki nam zarobił pieniądze. Nie zgadzam się z tym poglądem. Bo gdyby nie nasze głosy, wielu ludzi nie miałoby pojęcia, że Kościół mów „nie", że nie daje zgody na takie zachowania. Stare powiedzenie, bardzo mądre, głosi: qui tacet, consentiré videtur.
      -Kto milczy, ten zdaje się zezwalać.
Tak. Nie chciałem, by tak to było odbierane. A jeszcze co do wypowiedzi księdza Adama nie sądzę, by popierał coś tak strasznego dla chrześcijanina jak satanizm, ale musiał się bardzo, bardzo źle wyrazić, bo wywołał niepokoje wśród ludzi.
        -Niektórzy twierdzą, że to, co robi Nergal na koncertach, to jego prywatna sprawa. W telewizyjnym show zaś się uśmiecha i jest miły.
Absolutnie to odrzucam, takie stanowisko przyjął prezes
Telewizji Polskiej pan Juliusz Braun. Ten człowiek właśnie przez swoją muzykę, przez treści zawarte w swoich piosenkach propaguje nienawiść. Próbuje też upokorzyć chrześcijan.

-Mamy podobno rozdzielać te dwie role.
Nie da się. Zawsze człowiek reprezentuje to, w co wierzy, kim jest, co głosi.

-Promując miłego Nergala, promują równocześnie złego?
Dokładnie tak. Jakby nie kombinować, to jest to promocja satanizmu.

         -Albo satanizm w TVP, albo abonament?
Tak. Dopóki są te programy, dopóty powinniśmy działać jasno i zdecydowanie, nie przykładać ręki do złego. Ale jak czytam, władze mediów publicznych podkreślają w tym kontekście, że abonament to zaledwie 12 proc. budżetu telewizji. No, skoro tak, to w ogóle tego nie odczują, nie powinni więc mieć do mnie pretensji. Przypominam też, że rządząca dzisiaj Platforma wzywała do niepłacenia abonamentu, więc można powiedzieć, iż podnoszę ich postulat.
          -W tym wszystkim najbardziej zadziwiająca jest pogarda dla ludzi o katolickim światopoglądzie, ludzi poważnych, nielubiących szargania tradycji i polskiej historii. A przecież to główna grupa widzów TVP. Bo zainteresowanych rozrywką widzów już dawno przejęły stacje komercyjne lub Internet. 
Przypomina mi się jedna z książek o rewolucji francuskiej, z której wynika jasno, że arystokracja walcząca z królem nie wiedziała, iż podcina gałąź, na której siedzi. Tu jest dokładnie to samo. Upokarzają, obrażają tych ludzi, którzy są ich najwierniejszymi widzami.
          -Pomimo słów księdza biskupa, tak odważnych i budzących podziw wielu chrześcijan, pomimo oświadczeń innych księży biskupów nie udało się tego programu zatrzymać. Oświadczenie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji było lekceważące dla głosów protestu.
 Tak, było nie na poziomie.
         -Kościół dziś tak mało znaczy?
Pewnie dla niektórych środowisk faktycznie znaczymy mało. Każdy głos Kościoła powoduje natychmiastowe oskarżenia o konserwatyzm, moherowość, brak zrozumienia współczesnego świata. Ale Kościół nie może milczeć, gdy podważa się fundamenty własnej kultury, nie tylko polskiej, ale i europejskiej. Kultury, która ma fundamenty chrześcijańskie. Otwarcie mówiła o tym Margaret Thatcher: „Konserwatysta to jest ktoś, kto szanuje podstawowe zasady moralne. Zachowuje najlepsze wzory i stopniowo ulepsza świat". I podkreśla, że prawa człowieka wynikają wprost z chrześcijaństwa. I że nie ma demokratycznej Europy bez szacunku dla dziedzictwa.
           -Może celem całej tej afery z Nergalem jest pokazanie Kościołowi, gdzie jego miejsce?
Byłoby to bardzo złe, ale nie można tego wykluczyć. Już
wcześniej była przecież podobna sytuacja, kiedy Ministerstwo Spraw Zagranicznych podjęło działania przeciw ojcu Tadeuszowi Rydzykowi. Wtedy Watykanowi, innemu państwu, zawracano głowę wypowiedzią księdza.
          -Krzysztof Luft, członek Krajowej Rady Radiofonii, mówił, że Nergalowi należy się szacunek, a nie „batożenie różańcem po plecach".
Zasmucające, bo ci ludzie powinni służyć wspólnocie, a nie obrażać chrześcijan. To jest dokładnie ta sama stylistyka, co „dorżnąć watahy" czy „bydło", „PiS-owska dzicz". Mogliby więc wszyscy razem podać sobie ręce.
          -A minister Nowak określił się jako „Ziomal Nergala".
Sobie dał świadectwo.
          -Jak zdaniem księdza biskupa powinna zakończyć się ta historia?
Gdyby to ode mnie zależało, po prostu bym przerwał emisję programu. Chcę powiedzieć prezesowi Braunowi, żeby miał odwagę być wiernym tradycjom, z których wyrósł. Tradycjom swojej rodziny, która nigdy nie miała wątpliwości, po której stronie należy się opowiedzieć. To wymaga pewnej wielkości, żeby uznać swój błąd, powiedzieć, że zrobiło się źle, że muszę się poprawić. Ale nie sądzę, żeby prezesa Brauna nie było na to stać. No, chyba że znaczenie pieniędzy, wygoda zasłaniają inne wartości. Chociaż kolejne ekscesy pokazane przez prasę, kolejne szyderstwa z wiary, ale także i z ludzi niepełnosprawnych na koncercie być może otrzeźwiły władze telewizji. Oby.
         -Szatan istnieje?
TAK. Nie jest prawdą, jak głosi nasza ludowa tradycja, że to jest rogaty stwór z kopytami. To było takie oswajanie szatana, w sumie jego zwycięstwo. To, że nie wierzy się w szatana, nie znaczy, że jesteśmy od niego bezpieczni. Ludzie, jeśli odrzucą Boga, uwierzą we wszystko. We wróżki, w amulety, przesądy, w szatana wreszcie. Obecność złego ducha jest tak przejmująca, tak potrafi człowieka zniewolić, że cierpienie jest potem niewyobrażalne.

—rozmawiali Jacek i Michał Karnowscy                              

Źródło:Uwazamrze.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz